Henryk Kowalczyk spotkał się w ostatni czwartek z rolnikami z województwa zachodniopomorskiego, którzy protestowali m.in. w związku z wysokimi cenami nawozów. Minister rolnictwa zapowiedział wówczas, że resort "chce zrobić dopłaty do nawozów, ale nie może tego zrobić bez zgody Komisji Europejskiej".
- Jeśli ktoś ma problem ze zrozumieniem, jak podrożały nawozy, niech sobie wyobrazi: w sierpniu i w lipcu kupiliśmy 24 tony saletrzaka za około 33 tys. złotych. Teraz musiałbym wydać 80 tys. zł. To chore! - mówi w rozmowie z "Faktem" pan Adam, mieszkaniec wsi Szczecyn.
Henryk Kowalczyk dodał, że dopłaty do nawozów miałyby wynieść maksymalnie 500 zł do hektara. Dopłata ta pochłonęłaby aż 3-4 mld złotych z budżetu państwa. Kwota ta, jak wynika z deklaracji ministra, ma się znaleźć, ale wcześniej rząd musi mieć zgodę Komisji Europejskiej.
Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
- To nie jest dobry pomysł - tłumaczy pan Adam. - Wielu rolników dzierżawi ziemię - bywa że tylko na "słowo honoru". Czy do nich dotrą te dodatkowe pieniądze? Zamiast kombinować z kolejnym 500 plus, lepiej - zwyczajnie - obniżyć ceny, które musimy dźwigać na swoich barkach. Mogę też podsunąć pewne rozwiązanie: ceny nawozów adekwatne do plonów plus godziwe zarobki za ciężką pracę. Gdybyśmy dostawali 3 złote netto za litr mleka, 30 zł za wołowinę, zaś 2,5 tys. zł za pszenicę paszową, byłoby nas wówczas stać na te kosmicznie drogie nawozy. Nie boksowalibyśmy się z rachunkami - kontynuuje rolnik.
Jak zapowiada Agrounia, rolnicy będą niebawem strajkować w całej Polsce. Protestujący domagają się: