W poniedziałek Władimir Putin uznał niepodległość separatystycznych republik w Ługańsku i Doniecku, i wydał rozkaz siłom zbrojnym Rosji do rozpoczęcia operacji w Donbasie.
Współczesna Ukraina została stworzona przez sowiecką Rosję. Ukraina jest integralną częścią naszej własnej historii
- mówił przywódca Rosji w wieczornym orędziu do narodu.
Uznanie niepodległości Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej przez Putina to według wielu polityków i ekspertów już moment, w którym Zachód powinien wprowadzić sankcje wobec Rosji. Pierwsze wprowadziły już USA - to zakaz handlu z separatystycznymi regionami na wschodzie Ukrainy. Biały Dom zapowiada kolejne decyzje, podobnie m.in. Unia Europejska czy Wielka Brytania.
Wprowadzenie sankcji jest niewątpliwie pożądane z politycznego punktu widzenia i powinny być tak silne, by były bolesne również dla nas - dla świata zachodniego. Jeżeli nie będziemy w stanie sami ponieść ceny walki o niepodległość Ukrainy, to tej walki nigdy nie wygramy
- uważa Ignacy Morawski, główny ekonomista "Pulsu Biznesu".
Morawski jest świadom, że na razie można snuć jedynie hipotezy zarówno co do zasięgu konfliktu, jak i skali oraz efektów sankcji. Jak zauważa jednak, na pewno można mówić o trzech poziomach wpływu sankcji na polską gospodarkę.
Po pierwsze, chodzi o spadek popytu na towary sprzedawane do Rosji. Jak pisze ekspert, kraj ten ma największy udział w polskim eksporcie w sektorze m.in. chemicznym (barwniki, kosmetyki), czy maszynowym. Zaznacza jednak, że niewiele jest towarów, w których jesteśmy istotnie uzależnieni od popytu ze Wschodu. Słowem - w tym zakresie sankcje mogłyby punktowo uderzyć w niektóre branże, ale nie byłyby szczególnie poważne dla całej polskiej gospodarki.
Drugi punkt jest jednak już dużo ważniejszy i potencjalnie znacznie boleśniejszy - chodzi o ograniczenie dostępności niektórych towarów z Rosji.
Rosja ma duży udział w polskim imporcie paliw, nawozów, niektórych chemikaliów, aluminium, czy drewna. A w skali całej Europy istotny jest też duży udział Rosji w imporcie niklu, co może mieć przełożenie na cenę tego surowca (już ma na rynku) i tym samym ceny np. stali nierdzewnej (jest zresztą wiele metali, w których Rosja jest istotnym dostawcą – m.in. chrom, tytan itp.). Jest wielce prawdopodobne, że przy ostrym konflikcie handlowym Rosja będzie ograniczała sprzedaż tych towarów, których dostępność jest ważna dla krajów zachodnich. Co więcej, jeżeli Rosja zajmie wschodnią część Ukrainy, to może ograniczyć również eksport zbóż, których Ukraina jest ważnym dostawcą
- komentuje Morawski. Nie ma wątpliwości, że wojna i sankcje oznaczałyby zatem kolejny impuls proinflacyjny, bo towarów byłoby mniej, a ich ceny byłyby wyższe.
Trzecim poziomem wpływu sankcji jest pogorszenie sentymentu inwestorów wobec naszego regionu.
Byliśmy obszarem spokoju, stajemy się obszarem konfliktu politycznego między mocarstwami. Może to podnosić premię za ryzyko w całym regionie. Choć efekty w tym kanale oddziaływania są najtrudniejsze do oceny. Mogą być niskie i niewidoczne, jeżeli nasza stabilność będzie traktowana jako bezwzględnie niepodważalna. A mogą być też duże, jeżeli zaczniemy być szarą strefą niepewności
- wskazuje ekspert.