Ekspertka: Rosja przygotowywała się na nowe sankcje, zgromadziła rekordowe rezerwy

Maria Mazurek
Czy Rosję stać na konflikt z Ukrainą? Z pewnością widać, że szykowała się na wypadek nałożenia na nią kolejnych sankcji gospodarczych. W ostatnich latach zebrała ogromne rezerwy, m.in. w walutach i złocie - zauważa Iwona Wiśniewska, analityczka OSW. - Kreml przygotowywał się na nowe sankcje kosztem rosyjskiego społeczeństwa. W ciągu ostatnich ośmiu lat realne dochody Rosjan obniżyły się średnio o 10 proc. - podkreśla w rozmowie z Gazeta.pl.

Maria Mazurek, Next.gazeta.pl: Rosja bywa postrzegana jako kolos na glinianych nogach - także gospodarczy, który na poważny konflikt nie może sobie pozwolić. Czy takie podejście do tego kraju jest słuszne? Albo inaczej: czy Rosję stać na konflikt w Ukrainie?

Iwona Wiśniewska, ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich: Przez ostatnie lata rosyjskie władze niewątpliwie przygotowywały się na kolejne sankcje. Świadczy o tym na przykład gromadzenie rezerw rządowych, które w tym momencie są rekordowe - wynoszą 180 miliardów dolarów. Poza tym gromadzone były też rezerwy walutowo-złotowe banku centralnego, to ponad 630 miliardów dolarów i również rekordowy poziom. Do tego dochodzi zmniejszanie znaczenia dolara amerykańskiego dla rosyjskiej gospodarki, poprzez m.in. jego udział w rezerwach. Dodatkowo Rosja ograniczała dług zagraniczny - od 2013 roku rosyjskie firmy spłaciły jedną trzecią swojego zagranicznego zadłużenia.

Zobacz wideo Sankcje przestraszą Rosję? Legucka: Na razie nie są one zbyt mocne

Oczywiście głównym zabezpieczeniem dla Kremla w tej sytuacji są bardzo wysokie ceny surowców energetycznych na światowych giełdach, które zapewniają rosyjskiemu budżetowi nadwyżkę. Natomiast na ile starczy tych dochodów, to już inna kwestia, bo pieniądze można wydać raz. Rosyjską logikę działania dobrze zaprezentował w czasie poniedziałkowego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa były prezydent Dmitrij Miedwiediew. Opowiadając się za uznaniem suwerenności separatystycznych tzw. republik w Ukrainie, przyznał, że Zachód nałoży sankcje, ale najprawdopodobniej one będą dość umiarkowane, a poza tym, po jakimś czasie wróci do biznesu z Rosją. Moskwa nie wierzyła w to, że państwa zachodnie zdecydują się na ostre restrykcje, które mogłoby i w nie uderzyć.

Najnowsze wiadomości na temat działań Rosji na wschodzie Ukrainy na stronie głównej Gazeta.pl>>> 

No a teraz Rosja już uwierzyła? Ten sam Miedwiediew po wtorkowej decyzji Niemiec o wstrzymaniu certyfikacji gazociągu Nord Stream 2 we wpisie na Twitterze straszył drogim gazem. Czy to pokazuje, że Niemcy zaskoczyły Rosję?

Tak, decyzja w sprawie Nord Stream 2 była dla Kremla zaskoczeniem. Warto jednak zauważyć sposób, w jaki Rosjanie potraktowali kanclerza Schulza - rozmawiali, negocjowali z nim w momencie, gdy decyzja dotycząca uznania suwerenności separatystycznych republik prawdopodobnie była już podjęta. Myślę, że to dało niemieckim władzom do myślenia, pokazało, jak bardzo Kremlowi nie można ufać. Podkreślę też to, co zaznaczają wszystkie państwa zachodnie: ogłaszane teraz sankcje to zaledwie pierwsza transza. Zachód ma świadomość, że Rosja może eskalować napięcie. Dlatego kolejne sankcje pozostają w zanadrzu, a pakiet, który został wprowadzony, jest bardzo umiarkowany w kontekście propozycji, o których słyszeliśmy w ostatnich tygodniach.

A pozostałe z ogłoszonych restrykcji - będą dotkliwe?

Myślę, że zaskoczeniem dla elity polityczno-biznesowej Rosji była długa lista personalnych sankcji UE. To bezpośredni koszt dla osób wspierających rosyjską agresywną politykę zagraniczną. Rosyjska elita zarabia swoje pieniądze w Rosji, dość łatwo i duże, natomiast wydaje je w istotnej części w państwach zachodnich, głównie w Unii. Warto zauważyć, co zrobili Amerykanie. Wprawdzie wprowadzili na listę sankcyjną na razie tylko trzy nazwiska, ale to są nazwiska kolejnego pokolenia: dzieci członków rosyjskiej elity, które są beneficjentami obecnego systemu polityczno-ekonomicznego Rosji. To mocny sygnał dla przedstawicieli elity, zwłaszcza młodej, że choć zarabiają miliardy, to będą mogli się nimi cieszyć tylko w swoim kraju.

A Wielka Brytania? Rosjanie bardzo chętnie tam inwestują, wydają, przebywają, a nawet mieszkają. Pojawiają się głosy, że to jest moment, żeby ten tak zwany Londongrad ukrócić.

Raporty na temat tego, jak niebezpieczne dla stabilności finansowej, a w zasadzie również politycznej, jest zjawisko bardzo dużego udziału rosyjskich pieniędzy na Wyspach, były wielokrotnie omawiane w brytyjskim parlamencie. Wielka Brytania niedawno wprowadziła zmiany do swojego prawodawstwa, które pozwalają na nakładanie sankcji na osoby związane z rosyjską elitą, niezależnie od sytuacji na Ukrainie. Natomiast obecne sankcje Londynu są bardzo umiarkowane. Dotyczą banków i osób, które znajdowały się już na amerykańskich listach i w większości przystosowały do ograniczeń.

Jak sytuacja ekonomiczna odbija się na poziomie życia "zwykłych" Rosjan i nastrojach społecznych? Inflacja rośnie, stopy procentowe też - i są znacznie wyższe niż w naszej części Europy, realnie dodatnie.

Kreml przygotowywał się na nowe sankcje kosztem rosyjskiego społeczeństwa. W ciągu ostatnich ośmiu lat realne dochody Rosjan obniżyły się średnio o 10 proc. To poważny cios, choć nie wpłynął drastycznie na zmniejszenie poparcia dla Władimira Putina. Trzeba oczywiście brać pod uwagę jakość badań sondażowych i siłę państwowej propagandy. Ogólnie jednak sytuacja ekonomiczna społeczeństwa się pogarsza. Ale i sytuacji makroekonomicznej Rosji nie można określić jako dobrej. Już te wcześniejsze sankcje, sprzed kilku lat, mają długofalowe konsekwencje dla gospodarki, prowadzą do izolowania jej od gospodarki światowej, ograniczają napływ inwestycji i technologii. W najbliższych latach wzrost PKB Rosji ma być na poziomie 1-2 proc., co w przypadku takiej gospodarki, rozwijającej się, oznacza stagnację. To jednocześnie oznacza, że kraj tej będzie pogłębiać dystans od światowych liderów.

A czy ta izolacja od Zachodu nie spycha Rosji mocniej w kierunku Chin, także gospodarczo?

Rosja przez ostatnie lata starała się zwiększać swoje kontakty z Chinami. Skutecznie, bo wcześniej była niemal całkowicie uzależniona od Zachodu i w obliczu sankcji, po 2014 roku, postanowiła te relacje gospodarcze zbalansować. Dla Kremla uzależnienie się od Chin też nie jest rozwiązaniem. Polityka, którą prowadzi w ostatnich latach, idzie w kierunku autarkii (red. samowystarczalność gospodarcza). Rosja ma być jak najbardziej samowystarczalna. Na przykład stara się rozwijać własne technologie, ale to powoduje odkładanie w czasie rozwoju w niektórych sektorach. Stawia też na własną produkcję, w tym żywności, jednak dla rosyjskich obywateli oznacza to żywność droższą i gorszej jakości. Polityka substytucji importu to też sposób na zarabianie dużych pieniędzy przez osoby związane z rosyjską elitą. Rosja gospodarczo jest trochę kolosem na glinianych nogach, natomiast te nogi, dzięki bardzo wysokim cenom surowców naturalnych, są wciąż mimo wszystko dość stabilne.

Co mogłoby tego kolosa najbardziej zaboleć, jakie sankcje? Bo odcięcie się Europy od rosyjskich surowców z pewnością, choć pytanie, na ile jest to realny scenariusz.

Ograniczenie surowców energetycznych z Rosji byłoby oczywiście ogromnym problemem dla Moskwy. Gazprom jest w zasadzie całkowicie uzależniony od Europy. Możliwość przekierowania tego gazu gdzieś indziej dziś w zasadzie nie istnieje, gazociąg do Chin takiej ilości nie przyjmie i brakuje połączenia sieci przesyłowej wewnątrz Rosji. Oczywiście, jest to broń obosieczna, konsekwencje takiej decyzji odczuliby obywatele państw Unii Europejskiej.

Rosję bardzo zabolałoby odłączenie Rosji od systemu SWIFT. Choć się na to przygotowuje, rozwija swój system komunikacji międzybankowej, jednak jak na razie mógłby on obsłużyć tylko transakcje krajowe. Poważnym ciosem byłoby też odcięcie największych banków, jak Spierbank czy VTB, od możliwości korzystania z rozliczeń w dolarach, a być może także z euro. Na teraz z pewnością bolesne są sankcje personalne, szczególnie te jak najbardziej rozszerzające się na oligarchów, członków ich rodzin, elitę kremlowską - to naprawdę mocny, psychologiczny instrument.

Zachodni politycy wydają się zaznaczać, że my też musimy ponieść koszty.

Mają świadomość, że w odpowiedzi na nowe sankcje Rosja mogłaby użyć głównego instrumentu, czyli ograniczenia dostaw gazu do Europy. Zarówno przedstawiciele administracji amerykańskiej, jak i unijnej w ostatnich tygodniach jeździli po świecie i rozmawiali z producentami i odbiorcami gazu o tym, na ile możliwe byłoby zwiększenie dostaw lub przekierowanie ich części na rynek europejski. Tutaj kluczowe jest ważenie skutków - wydaje się, że jednak negatywne efekty polityki sankcyjnej będą mniejsze niż potencjalna pełna agresja Rosji na Ukrainę. No i pozostaje pytanie, czy Rosji chodzi tylko o Ukrainę.

O tym, jak konflikt, który rozpoczęła Rosja, wpłynie na energetykę w Europie, do czego może doprowadzić i jak odczują go Polacy - będziemy rozmawiać z innym ekspertem OSW, Szymonem Kardasiem, w programie Q&A, w czwartek 24 lutego o 12:00. 

Więcej o: