Jak donosi Agencja Reutera, mimo że formalnie import ropy naftowej z Rosji nie jest objęty sankcjami Zachodu (wyjątek to embargo USA, ponadto Wielka Brytania zapowiedziała, że wprowadzi embargo do końca 2022 r.), rosyjski koncern Transnieft ma kłopoty z brakiem popytu na surowiec.
Magazyny koncernu są przepełnione. Problem jest na tyle poważny, że operator największej na świecie sieci przesyłowej zdecydował się na nałożenie limitów na odbiór ropy od producentów. Jak donosi Agencja Reutera, ograniczenia dotyczą koncernów naftowych, które nie znalazły odbiorców dla swojej ropy (a więc musiałaby być magazynowana przez Transnieft). Kto ma nabywcę na surowiec, ten nadal może bez problemów przesyłać ją rurociągami Transnieftu.
Niski popyt na rosyjską ropę (typu Ural) to efekt innych sankcji - powodujących trudności z płatnościami, transportem czy jego ubezpieczeniem, a także oczywiście wycofania się wielu zachodnich firm z kooperacji z rosyjskimi dostawcami. Jak donosi agencja, już kilkanaście marcowych transportów z rosyjską ropą Ural zostało anulowanych czy przełożonych.
Co ciekawe, również krajowe rafinerie zgłaszają niższy popyt na ropę, więc tym bardziej rosyjskie koncerny naftowe chciałyby skierować większe wolumeny na eksport.
Na marginesie - zapełnione magazyny to niejedyny problem prezesa Transnieftu. Nikołaj Tokariew jest też objęty personalnymi sankcjami - zarówno ze strony Unii Europejskiej, jak i Wielkiej Brytanii oraz USA.
Jak donosił niedługo po inwazji Rosji na Ukrainę "Financial Times", powołując się na dane instytutu Energy Aspects, aż 70 proc. rosyjskiej ropy miało problemy ze znalezieniem kupców.
Tymczasem Międzynarodowa Agencja Energetyczna (IEA) poinformowała w połowie marca, że spodziewa się, iż od kwietnia z rynku będą znikać trzy miliony baryłek ropy z Rosji dziennie. To oczywiście efekt sankcji i zerwania kontraktów biznesowych dla części odbiorców surowca z rosyjskimi dostawcami. Słowem - nawet bez oficjalnych embarg kolejnych krajów na rosyjską ropę, i tak znika ona z globalnego rynku.
Z drugiej strony - nie oznacza to, że embargo ze strony UE nie jest potrzebne, Jak ostrzegają eksperci z Polskiego Instytutu Ekonomicznego, skala takiego dobrowolnego ograniczenia zakupów rosyjskiej ropy przez europejskie przedsiębiorstwa może z czasem słabnąć.
IEA prognozuje, że cena baryłki ropy typu Brent będzie przekraczać 95 dolarów przez cały 2022 r., a na koniec 2023 r. spadnie do ok. 85 dolarów. Jak zauważają ekonomiści z PIE, prognozy agencji na kolejne kwartały są o 20-30 dolarów za baryłkę wyższe niż przed wybuchem wojny.
Tymczasem słaby popyt na rosyjską ropę typu Ural sprawia, że jej cena jest wyraźnie niższa niż ropy Brent czy amerykańskiej WTI.
Przed rosyjską agresją ceny ropy Ural były o 2-3 dolary niższe względem odmiany Brent. Obecnie jest to 35 dolarów
- wskazują ekonomiści z PIE.
Jak dodają ekonomiści z PIE, powołując się na prognozy IEA, rosyjską ropę może zastąpić surowiec m.in. z Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Iraku. Mogą one zwiększyć wydobycie o trzy miliony baryłek dziennie, jednak wymaga to porozumienia z resztą kartelu OPEC. Świat mógłby też liczyć na ropę z Iranu (nawet o 1,3 mln baryłek dziennie więcej), ale tu potrzebne jest porozumienie dyplomatyczne. Zostały już podjęte decyzje ws. wzrostu wydobycia w USA i Kanadzie - tu dodatkowy wolumen możliwy do osiągnięcia to ok. 1,2-1,4 mln baryłek dziennie.