Fed podniósł stopy procentowe o 50 punktów bazowych - to najmocniejszy ruch w górę od 22 lat. Główna stopa znalazła się zatem w przedziale 0,75 - 1,0 proc. Decyzja w tej sprawie zapadła jednogłośnie w gronie członków FOMC (Federal Open Market Committee - Federalny Komitet do spraw Operacji Otwartego Rynku), czyli odpowiednika naszej RPP.
Powodem podwyżki jest oczywiście inflacja, która w Stanach Zjednoczonych sięgnęła w marcu (to najnowsze dostępne dane) 8,5 proc. rok do roku i jest najwyżej od końca 1981 roku, czyli od 40 lat. W komunikacie po posiedzeniu Fed zauważa, że inflacja "pozostaje podwyższona".
Członkowie FOMC zwracają uwagę na rosyjską wojnę w Ukrainie, która podbija ceny surowców energetycznych i żywności. Do tego obawiają się, że koronawirusowe lockdowny w Chinach pogorszą sytuację z globalnymi łańcuchami dostaw, które przecież pozostają zakłócone już od dwóch lat - te problemy to także czynnik zwiększający inflację.
Tego mniej więcej wszyscy się spodziewali. Nieco inaczej wygląda kwestia drugiego elementu walki Fed z inflacją. Chodzi o zmniejszenie bilansu banku. Ten bilans potężnie napuchł w ostatnich latach do ogromnej i rekordowej kwoty około 9 bilionów dolarów. Fed zwiększał go, skupując aktywa - głównie obligacje skarbowe i papiery powiązane z kredytami hipotecznymi. Te operacje miały na celu poprawę płynności w sektorze finansowym i określano je popularnie jako "drukowanie" dolarów - amerykański bank centralny pośrednio dostarczał w ten sposób gotówki do gospodarki, próbując ją ożywić po kryzysach.
Teraz potrzebna jest operacja przeciwna, pieniądze trzeba z rynku ściągnąć - im ich mniej, tym mniej jest wydawane i tym większa szansa na ograniczenie inflacji (dokładnie tak samo jak działa to w przypadku wyższych stóp procentowych i ich wpływu na kredytobiorców). Czyli, kontynuując obrazowe porównania, zamiast "drukować" dolary, trzeba je wrzucić do "niszczarki".
Więcej wiadomości z gospodarki i świata na stronie głównej Gazeta.pl>>>
Oczekiwano, że amerykański bank centralny zacznie zmniejszać swój bilans po 95 miliardów miesięcznie. Tymczasem postanowił zacząć to robić dopiero od czerwca i to nie od razu w takim tempie - do sierpnia włącznie będzie ścinać z bilansu po 47,5 mld dol., a po 95 mld dolarów dopiero od września.
I to był pierwszy sygnał, że Fed nie jest tak jastrzębi, jak można by w obecnej sytuacji zakładać. Jeszcze jedno krótkie wyjaśnienie: mianem jastrzębi w polityce monetarnej określa się zwolenników jej zaostrzania, czyli m.in. podnoszenia stóp. Po drugiej stronie są gołębie - oni opowiadają się za łagodną polityką, czyli niższymi stopami. W tym przypadku Fed zadziałał jastrzębio, podnosząc mocno (jak na amerykańskie doświadczenia) stopy i jednocześnie złagodził nieco tę decyzję, odsuwając w czasie redukcję bilansu.
Potem na scenę wyszedł szef banku Jerome Powell i dorzucił jeszcze trochę lekko gołębiego przekazu. Po pierwsze, wykluczył jeszcze mocniejszą podwyżkę stóp, o 75 punktów bazowych, na kolejnym posiedzeniu - a część rynku obstawiała taką możliwość, szanse obstawiano nawet na 50/50. Stopy nadal będą rosnąć (przynajmniej kilka razy w tym roku), jednak nie w tak szybkim tempie - w każdym razie takie jest zdanie szefa Fed w tym momencie.
Powell uważa też, że amerykańska gospodarka jest gotowa do ostrzejszej polityki monetarnej i wyższych stóp, wynagrodzenia idą w górę, ale nie ma ryzyka spirali cenowo-płacowej (czyli napędzania swego rodzaju koła inflacji poprzez konieczność podnoszenia płac, co daje konsumentom więcej pieniędzy do wydawania).
- Powiedziałbym, że uważam, że mamy dużą szansę na miękkie lub miękawe lądowanie - powiedział też szef Fed (ang. "soft or softish landing" - to "softish" ma wydźwięk jak "mniej więcej miękkie"). Czyli jego zdaniem Stanom Zjednoczonym uda się wyjść z inflacyjnego zamieszania bez wyraźnego pogorszenia rozwoju gospodarczego czy wręcz recesji. Zauważa jednocześnie, że nie będzie to łatwe.
Czy to możliwe? Ekonomiści Pekao SA, komentując konferencję na Twitterze, napisali tak: "I wszyscy, podobnie jak szef Fed J. Powell, zastanawiamy się, czy uda się wylądować miękko, czy jednak droga do niższej inflacji wiedzie przez recesję. Historycznie raczej wiodła przez recesję".
Inwestorzy początkowo nie do końca wiedzieli, jak zareagować na decyzję Fed. Pomogło wystąpienie Powella. Po tym, jak okazało się, że stopy jednak nie będą rosnąć o więcej niż 50 punktów bazowych miesięcznie, notowania amerykańskich indeksów poszybowały w górę. Ostatecznie S&P 500 zakończył sesję na Wall Street wzrostem o 2,99 proc. - to największy jednodniowy wzrost od maja 2020 roku. Technologiczny Nasdaq zakończył 3,19 proc. na plusie, a Dow Jones zyskał 2,81 proc. Dla rynków im późniejsze przykręcenie kurka z dolarami od Fed, tym lepiej.
Osłabił się dolar - euro zyskało wobec amerykańskiej waluty około 1 proc. Umocnił się za to złoty - wyraźnie i wobec wszystkich głównych walut.
Dla złotego ważne teraz będzie to, co zrobi Rada Polityki Pieniężnej. Decyzja w sprawie stóp procentowych w czwartek 5 maja - oczekiwana jest podwyżka o 100 punktów bazowych, czyli do 5,5 proc. Konferencja prezesa Adama Glapińskiego odbędzie się w piątek.