Inflacja jest gorącym tematem nie tylko w Polsce, ale i w Stanach Zjednoczonych. Nic dziwnego, wskaźnik, który określa, w jakim tempie topnieje wartość pieniądza, osiągnął poziom 8,3 proc. Oznacza to spadek względem marca, gdy inflacja wyniosła 8,5 proc. Wtedy była jednak najwyższa od 40 lat, dlatego wciąż pozostaje tematem gorących dyskusji.
Debata dotarła na najwyższe szczeble władzy i biznesu. W przepychankę dotyczącą inflacji zaangażowali się bowiem prezydent Joe Biden i Jeff Bezos, właściciel Amazona oraz drugi najbogatszy człowiek świata.
Biznesmen stwierdził, że do wzrostu inflacji przyczynił się w dużym stopniu plan ratunkowy dla amerykańskiej gospodarki o wartości 1,9 bln dol. Amerykański przywódca złożył pod nim swój podpis w marcu zeszłego roku. Zdaniem Bezosa skutkiem ubocznym masowej pomocy jest inflacja, która uderza w najbiedniejszych.
Prezydent nie pozostał dłużny swojemu adwersarzowi. Stwierdził, że inflacja spadnie jeśli "najbogatsze korporacje odprowadzą sprawiedliwe podatki" - podaje CNBC.
Więcej o gospodarce przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Najświeższe dane z amerykańskiej gospodarki dowodzą, że problem wysokiej inflacji wciąż istnieje. Inflacja konsumencka (CPI), wzrosła bardziej niż oczekiwali analitycy i wyniosła w ujęciu rocznym 4,2 proc. W poprzednim miesiącu było to tylko 2,6 proc., a prognozy analityków mówiły o wzroście do 3,6 proc. To najwyższa inflacja od września 2008 roku.
Inflacja bazowa - obliczana po "wyjęciu" z koszyka cen paliw i żywności - wzrosła z 1,6 proc. do 3 proc. rok do roku. Tym samym mocno przekroczyła oczekiwane przez ekspertów 2,3 proc. Zdaniem ekspertów miesiąc do miesiąca wskaźnik poszedł w górę o 0,9 proc. "To tak mniej więcej cztery razy tyle, co 'normalny' odczyt inflacji bazowej, który zdarza się przy inflacji w pobliżu celu inflacyjnego" - piszą analitycy mBanku.
Najnowsze informacje z Ukrainy po ukraińsku w naszym serwisie ukrayina.pl