W czwartek ceny gazu notowane przez europejski hub w Holandii odnotowały nieoczekiwany wzrost. W hurcie surowiec podrożał o 30 proc., a kontrakty z dostawą na lipiec w ciągu dwóch dni wzrosły o 60 proc.
Eksperci wskazują dwa główne czynniki nagłego wzrostu cen. Po pierwsze spada przesył w rurociągu Nord Stream I. Gazprom tłumaczy to problemami technicznymi. Z drugiej strony ważny port w Stanach Zjednoczonych, który odpowiada za nawet 20 proc. eksportu LNG, został chwilowo wyłączony.
Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny portalu BiznesAlert.pl, w rozmowie z Gazeta.pl przyznaje, że szans na gruntowne obniżki cen nie ma. - Kryzys energetyczny może sprawić, że ceny na giełdach gazu będą wyższe jeszcze przez dwa-trzy lata - stwierdził.
Podkreślił jednak, że polscy konsumenci przez kilka lat będą chronieni przed podwyżkami w pełnej skali. - Polityka taryfowa określi stopień ich przełożenia na rachunki Polaków. Póki co podwyżki zostały rozbite na trzy lata, a ten mechanizm ma działać co najmniej do 2027 roku, więc co roku będą mniejsze, ale metodyczne podwyżki - stwierdził.
Wojciech Jakóbik ocenił też, kiedy rynek surowców energetycznych może się ustabilizować. - Zmiana sytuacji nastąpi dopiero w razie pojawienia się czarnego łabędzia: skutecznej redukcji zużycia gazu, nagłego kryzysu gospodarczego, zmniejszenia mobilności przez kolejną falę koronawirusa. Tylko wtedy będzie można liczyć na obniżki - stwierdził.
Ekspert ocenił również, że jak na razie rynki są pod silnym wpływem Moskwy. - Dopiero uniezależnienie rynku od wpływu Rosji na nowo ustabilizuje ceny na danym poziomie, a ten proces może chwilę potrwać. Paradoksalnie systematyczne ograniczanie podaży przez Rosjan zachęca do szybszego rozstania tych, którzy do tej pory godzili się nawet płacić w rublach, byle gaz płynął - stwierdził.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl