Rząd pracuje nad kolejną ustawą, która ma uregulować kwestię dodatku węglowego. Aktualny plan, przyjęty na posiedzeniu 19 lipca, przewiduje, że uprawnieni do dodatku otrzymają zapomogę w wysokości 3000 zł. W praktyce środków nie trzeba będzie jednak wydawać na węgiel. O czym mówi sam rzecznik resortu środowiska.
"Dodatek osłonowy został stworzony po to, aby, zniwelować rosnące ceny energii, gazu i żywności. W przypadku dodatku węglowego mechanizm jest podobny. To od beneficjenta będzie zależeć, w jakim stopniu środki te zostaną przeznaczone na zakup węgla" - wyjaśnił w mediach społecznościowych Aleksander Brzózka, przedstawiciel resortu.
Krytycy nowego rozwiązania alarmują, że może być przynajmniej w jakimś stopniu marnotrawieniem środków. Rząd nie przewiduje bowiem wprowadzenia kryterium ustawowego. Dodatek w obecnym kształcie będzie za to sporym wydatkiem dla budżetu - sięgnie 11,5 mld zł.
Jak wyjaśnia rząd, pieniądze mają wspierać gospodarstwa domowe w związku z koniecznością zakupu węgla po powyższych cenach. Dodatek będzie przysługiwać gospodarstwom domowym, które jako główne źródło ogrzewania wskazały paliwo stałe. Chodzi o tradycyjny piec na węgiel, ale także na przykład kozę, kominek albo ogrzewacz powietrza.
Brak kryterium dochodowego potwierdziła szefowa resortu klimatu Anna Moskwa. - Każdy, kto ma takie źródło ogrzewania może złożyć taki wniosek - powiedziała.
Janusz Steinhoff, były wicepremier i były minister gospodarki w rozmowie z Gazeta.pl ocenił nowy pomysł rządu. - Dlaczego odnosi się tylko do osób, które ogrzewają węglem? A co z tymi, którzy wykorzystują gaz, pelet, czy nawet koks? Dla mnie to jest kompletnie niezrozumiałe z punktu widzenia zasad sprawiedliwości społecznej. I dziwię się, że minister odpowiedzialny w rządzie za te kwestie milczy. Niezrozumiałe jest też zrezygnowanie z kryterium dochodowego - stwierdził.
Jego zdaniem decyzja o nałożeniu embarga na rosyjski węgiel została wdrożona w zły sposób. - Z winy rządu Polacy są niemal odcięci od nośników energii. To przykład kompletnej nieodpowiedzialności. A teraz rząd rzuca się do rozwiązywania problemu, który sam stworzył - stwierdził rozmówca Gazeta.pl.