Kurs franka szwajcarskiego dobił do 5 zł. Poziomu niewyobrażalnego nie tylko w 2008 r. (gdy oscylował wokół 2 zł i miał nigdy znacząco nie wzrosnąć), ale nawet w 2015 r., gdy 15 stycznia mówiono o "czarnym czwartku", bo kurs przebił 4 zł (a 5 zł dosłownie na chwilę).
Kurs franka Stooq.pl
Przyczyny dlaczego kurs franka przebił 5 zł akurat dziś, należy poszukiwać głównie w porannej deklaracji prezydenta Rosji Władimira Putina o mobilizacji 300 tys. rezerwistów (w obliczu ostatnich klęsk w Ukrainie). Wprowadziła ona na rynku nieco nerwowości, co jak zwykle umocniło franka szwajcarskiego jako bezpieczną przystań dla inwestorów. Frank może też nieco drożej w oczekiwaniu na decyzje o podwyżkach stóp przez amerykański Fed (jeszcze w środę 21 września) oraz Szwajcarski Bank Narodowy (w czwartek 22 września).
Frank po 5 zł to oczywiście problem dla setek tysięcy kredytobiorców frankowych - Polacy spłacają obecnie ok. 370 tys. kredytów mieszkaniowych powiązanych z kursem franka. Problem na dwóch płaszczyznach.
Po pierwsze - im droższy frank, tym oczywiście wyższa rata w przeliczeniu na złote. Po drugie - wraz z umacnianiem się szwajcarskiej waluty rośnie także saldo zadłużenia kredytobiorców. Słowem - wciąż zdarza się, że kredytobiorcy po kilkunastu latach spłaty kredytu są zadłużeni na wyższą kwotę niż pożyczyli. Zadłużenie we frankach wraz z każdą zapłaconą ratą spada, ale w złotych - rośnie. To sprawia, że część mieszkań jest po prostu niesprzedawalna bez realizacji znaczącej straty.
To dość zgrubne wyliczenia, ale można przyjąć, że osoba, która w sierpniu 2008 r. (gdy kurs CHF/PLN był najniższy, nawet nieco poniżej 2 zł) zaciągnęła kredyt "frankowy" na równowartość 300 tys. zł na 30 lat), dziś ma w przeliczeniu na złote do oddania... ponad 440 tys. zł.
Kredyt staje się pułapką bez wyjścia. Tym bardziej że po 15 latach spłacania "co do dnia" wciąż jestem winien bankowi więcej, niż w dniu podpisywania umowy
- mówi nam jeden z frankowiczów. Wtóruje mu inna z naszych rozmówczyń, która jest w trakcie sprzedaży mieszkania, a mimo 19 lat spłaty jej zadłużenie w przeliczeniu na złote wcale nie topnieje.
Wartość mieszkania sporo wzrosła, ale nie zmienia to faktu, że zostało już ono z nawiązką spłacone, a wciąż mam oddać niewiele mniej niż pożyczyłam. Te 19 lat temu mówiono nam, że frank jest najbardziej stabilną walutą świata i można spać spokojnie przez całe 30 lat kredytowania
- mówi.
A wracając do kwestii rat kredytów "frankowych" - na ich poziom wpływ ma nie tylko kurs franka, ale także wysokość stóp procentowych (od 2022 r. stawkę LIBOR CHF w oprocentowaniu kredytów zastąpił SARON). I tu robi się kolejny poważny kłopot.
Od końcówki 2014 r. stopy w Szwajcarii są na minusie, od tego czasu oscylowały zwykle w granicach ok. -0,80 proc. do -0,60 proc. Tyle że na posiedzeniu 16 czerwca br. Szwajcarski Bank Centralny po raz pierwszy od 15 lat zaordynował podwyżkę stóp. Co więcej, niewykluczone są kolejne takie ruchy. Najbliższe posiedzenie decyzyjne ws. stóp w Szwajcarii zaplanowane jest już na czwartek 22 września br. i w zasadzie pewne jest, że stopy znów wzrosną.
Na razie SARON 3M wynosi -0,21 proc., a więc już wzrósł o ok. 50 punktów bazowych przez trzy miesiące miesiące (jeszcze w połowie czerwca wynosił ok. -0,70 proc.).
Zależność jest oczywista - im wyższe stopy, tym wyższe raty. Słowem, w tym momencie frankowicze są w podwójnym potrzasku, bo ich raty są windowane zarówno przez kurs franka, jak i przez rosnące oprocentowanie.
Dla modelowego kredytu zaciągniętego w sierpniu 2008 r. - na 30 lat, na równowartość 300 tys. zł - rata kredytu sięga już ponad 2,5 tys. zł i jest najwyższa w historii. Jeśli złoty wciąż się będzie osłabiał, a stopy w Szwajcarii rosnąć, sytuacja jeszcze się pogorszy. Dla porównania jeszcze cztery miesiące temu rata kredytu wynosił ok. 2,2 tys. zł, rok temu ok. 2,1 tys. zł, a w pierwszych latach po zaciągnięciu kredytu nawet ok. 1,5-1,8 tys. zł.
Kredyt we franku staje się dla mnie coraz większym obciążeniem. Od momentu jego zaciągnięcia miesięczne zobowiązanie wobec banku wzrosło niemal trzykrotnie. I chociaż wciąż daję radę, to obawiam się, że wkrótce przestanę. Wszystko przez gwałtownie rosnący czynsz, koszty energii elektrycznej, ogrzewania. Od momentu zaciągnięcia kredytu i tutaj wzrosty są dwu-, trzykrotne
- mówi nasz rozmówca. I dodaje:
Tymczasem bank wcale nie garnie się do żadnej ugody, a na proces - z tego, co niedawno czytałem - wkrótce trzeba będzie czekać nawet siedem lat. I to na pierwszą instancję