Projekt ustawy zakładający likwidację obliga giełdowego został przegłosowany w Sejmie w czwartek. Za zniesieniem obliga głosowało 264 posłów, 34 było przeciw, a 134 się wstrzymało. Ustawa trafi teraz do Senatu. Według szacunków wiceszefa klubu Prawa i Sprawiedliwości Marka Suskiego, oznaczać to może spadek cen energii nawet o dwie trzecie.
Czym jest to skandaliczne obligo giełdowe, po którego likwidacji ceny energii jak za dotknięciem magicznej różdżki nagle ceny energii drastycznie by spadły?
Obligo giełdowe sprawia, że wytwórcy energii muszą sprzedawać ją na giełdzie energii, po giełdowej cenie (dziś bardzo wysokiej).
Jego brak znosiłby ten obowiązek (choć możliwość by pozostała). Wytwórcy energii mogliby sprzedawać ją bezpośrednio spółkom zajmującym się obrotem energią. Często mowa o spółkach z jednej grupy.
Wytwórcy energii są oddzieleni od spółek sprzedażowych. Przykładowo, z jednej strony funkcjonuje spółka PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, a z drugiej PGE Obrót. One funkcjonują w ramach tej samej grupy, ale są od siebie niezależne
- wyjaśnia w rozmowie z Gazeta.pl Dawid Czopek, zarządzający Polaris FIZ. I dodaje:
Pomiędzy elektrownią a spółką sprzedającą energię musi dojść do transakcji. Powstaje pytanie, w jaki sposób wyznaczyć cenę pomiędzy de facto dwoma spółkami z jednej grupy. Obligo giełdowe daje pewną przejrzystość - wyznacza cenę, po której wszyscy kupują i sprzedają energię. Nie ma zarzutu, że jednemu sprzedaje się energię taniej, a innemu drożej.
Obecny problem jednak w tym, że giełdowe ceny energii są bardzo wysokie - de facto nie z zachłanności elektrowni, ale tego, że takie są po prostu reguły giełdy energii.
Ceny energii elektrycznej wyznaczane są w ten sposób, że popyt musi być równy podaży. Aby to zrobić, sprawdza się, kto jest w stanie dostarczyć energię po jakiej cenie. Na początku są najtańsze odnawialne źródła energii, potem np. węgiel brunatny, kamienny czy w niektórych krajach energetyka jądrowa, a system "domyka" najczęściej elektrownia gazowa. Ceny energii są takie wysokie w Europie właśnie dlatego, że energetyka gazowa domykająca system wyznacza ceny dla wszystkich - także tych, którzy produkują energię z wiatraków, fotowoltaiki, węgla itd., mimo, że ich koszty wytworzenia są niższe i w żaden sposób niezwiązane z ceną gazu
- tłumaczy Czopek.
Oznacza to więc, że obecnie po stronie wytwórców energii pojawiają się wysokie zyski (co ważne, nie są one nieuczciwe - tak po prostu działa system). Z kolei z drugiej strony są spółki obrotu - nawet z tej samej grupy kapitałowej - które muszą kupować energię bardzo drogo. To oznacza, że musiałyby zaoferować na 2023 r. bardzo wysokie podwyżki taryf za energię (pewnie nawet o ponad 100 proc. wyższe niż obecnie).
Wiadomo, że rząd nie chce do tego dopuścić, dlatego zaproponował m.in. zamrożenie cen energii na tegorocznym poziomie do zużycia 2-3 tys. kWh rocznie. Wynikające z tego straty dla spółek obrotu miałyby być rekompensowane ze Skarbu Państwa.
Tutaj dochodzi kolejny pomysł, czyli podatek od nadzwyczajnych zysków, który w największym skrócie zakładałby, żeby zabrać pieniądze elektrowniom i dołożyć spółkom obrotu.
Ale właśnie - można by to wszystko ominąć, wycofując się z obliga giełdowego. Wówczas po prostu wytwórcy energii mogliby sprzedawać energię spółkom obrotu po cenie wytworzenia (co normalne z jakąś marżą, ale już nie tak kosmiczną).
Mówił o tym sam Suski - że "jeżeli ten mechanizm [likwidacja obliga giełdowego - red.] zaskutkuje tak, jak przewidujemy, to nie będą potrzebne dopłaty do energii".
Będziemy wprowadzać równolegle obydwa mechanizmy. Jeżeli ten mechanizm zadziała - tamten może być niepotrzebny
- przekonywał Suski. Dodawał, że wskutek zniesienia obliga giełdowego ceny energii mogłyby spaść nawet o dwie trzecie.
Dawid Czopek potwierdza te szacunki. Zwraca jednak uwagę na kilka problemów związanych ze zniesieniem obliga. Pierwszy z brzegu - jak wyznaczyć cenę energii pomiędzy spółką obrotu a wytwórcą energii. Przecież obligo giełdowe jest właśnie po to, aby wszystko było przejrzyste.
Wyznaczymy trójkę klasową i będziemy mówili ile ma być, a ile nie?
- pyta Czopek.
Zwraca przy tym uwagę też na inny kłopot.
Na rynku giełdowym nie funkcjonują tylko spółki obrotu i elektrownie, ale też duże podmioty, np. Orlen czy KGHM. Po zniesieniu obliga prezes Obajtek ma iść do prezesa PGE i negocjować cenę energii? Chociaż akurat Obajtek sobie pewnie jakoś poradzi. Ale prezes jakiejś innej dużej prywatnej spółki - ma iść do prezesa Tauronu i negocjować? Zniesienie obliga rozwiązałoby dzisiejsze problemy, ale tworzyłoby też inne. To jednak duży krok wstecz
- tłumaczy ekspert i reasumuje: "szczerze mówiąc nie chciałbym podejmować takich decyzji".