Polacy nie mają węgla. Kominiarz: "Do pieca idzie bardzo dużo mebli", "To grozi wybuchem"

Rząd zapewnia, że węgiel wkrótce trafi do Polaków. Sprowadzają go spółki skarbu państwa, dystrybuować mają samorządy. Ale wielu mieszkańców kraju na mityczne już paliwo nie czeka. Do pieca lecą meble, palety, a nawet... owies. - Ludzie mówią, że palą węglem, a w drugim pomieszczeniu mają przygotowane do spalenia coś innego - mówi w rozmowie z Gazeta.pl mistrz kominiarski.

Wysokie ceny węgla przekraczające 3000 zł za tonę skłaniają część Polaków do szukania oszczędności. Niektórzy posuwają się do dość karkołomnych pomysłów, takich jak palenie... owsem. Mieszkaniec Glincza (gm. Żukowo) przekonał się, że używanie nietypowego paliwa przynosi opłakane skutki. W jego piecu pojawił się bowiem trudny do usunięcia osad. Naprawa może być kosztowniejsza niż ewentualne oszczędności na węglu. 

Zobacz wideo Czy czeka nas kolejny wzrost rat kredytów? Pytamy ekspertkę

Polacy kupują paliwo, od którego wybuchnąć może piec, a nawet komin

Mirosław Antos, rzecznik prasowy Krajowej Izby Kominiarzy, w rozmowie z Gazeta.pl przyznaje, że coraz częściej spotyka się ze skutkami stosowania paliwa niedostosowanego do pieca. 

- Najważniejsze jest nasze bezpieczeństwo. Nie tylko to energetyczne, ale związane z bezpieczeństwem pożarowym - wyjaśnia. - Na rynku pojawia się coraz więcej materiałów, które mają rzekomo zastąpić węgiel. To pestki wiśni, łupiny orzechów, płyty wiórowe uformowane w pelet czy brykiet, zgranulowane opony. Ich stosowanie może być ryzykowne. We wszystkich urządzeniach grzewczych można spalać tylko te paliwa, które wskazuje instrukcja obsługi. Jeżeli mamy kocioł na węgiel, to drewno może być stosowane tylko na rozpałkę. Nie może być podstawowym paliwem - dodaje.

Materiały, które pojawiają się w sprzedaży, w naszym piecu się spalą. Powinniśmy jednak pomyśleć o skutkach, które mogą być katastrofalne - wyjaśnia. 

Może dojść do eksplozji pieca, a nawet komina, pożaru, zaczadzenia. Substancje oferowane przez sprzedawców nie są bowiem przebadane. Nie wiadomo, jakie gazy emitują, jaka jest emisyjność pyłów. Istnieje ryzyko, że jeśli wrzucimy tego do pieca za dużo, to ten piec albo się wyłączy, ale wręcz wybuchnie

- wyjaśnia Mirosław Antos. 

Polacy próbują zastąpić węgiel. I tracą pieniądze

Ekspert zwraca też uwagę na koszty. - Trudno też mówić o oszczędnościach. Jeśli tona węgla kosztuje 3200-3400 zł, a tona pestek z wiśni 1700 zł, to wydaje nam się, że kupujemy coś taniej. Musimy jednak sprawdzić sprawność energetyczną tych pestek. Ich kaloryczność jest znacznie niższa, dlatego nie dość, że nie oszczędzamy, to narażamy się na ryzyko kosztownych napraw - mówi. 

- Pamiętajmy też o tym, że zadbać  nie tylko o niską cenę, ale i o bezpieczeństwo nas samych, naszych rodzin, sąsiadów. Kominy muszą być czyszczone w okresie eksploatacji co trzy miesiące, w przypadku pieców olejowych i gazowych co sześć. Co najmniej raz do roku w każdym budynku musi odbyć się kontrola przewodów kominowych. Musimy zadbać o odpowiednią wentylację - sprawność kratek wentylacyjnych, dopływ i odpływ powietrza. Liczy się nie tylko ciepło, ale i życie i zdrowie - podkreśla. 

Czym palą Polacy? Pytamy kominiarzy

Czy wysokie ceny węgla faktycznie zmuszają Polaków, by sięgali po inne źródła ogrzewania? Najwięcej informacji wprost z terenu mają kominiarze. I właśnie z nimi rozmawiała redakcja Gazeta.pl.

Mistrz kominiarski pracujący w woj. mazowieckim wyjaśnia, że piece są przystosowane do określonego rodzaju paliwa i nie wolno w nich spalać niczego innego. - Meble, ubrania, śmieci są przesiąknięte chemikaliami, które przedostają się do atmosfery podczas spalania - przyznaje.

Dodaje też, że widać wzrost zainteresowaniem "alternatywnymi" źródłami ogrzewania.

Ludzie palą "czym popadnie", bo jest ciężko, bo jest problem z dostępnością i cenami węgla i innych paliw. My zauważamy, że w ostatnim czasie do pieca idzie bardzo dużo mebli. Szczególnie w tych rodzinach, gdzie są wyraźnie niskie dochody

- dodaje. 

Kominiarz ostrzega: To grozi zaczadzeniem i pożarem

Podobnego zdania jest kominiarz pracujący w Wielkopolsce. Podczas codziennej pracy widzi, że wielu Polaków nie ma jeszcze węgla na zimę. - Ludzie mówią, że palą węglem, a w drugim pomieszczeniu mają przygotowane do spalenia coś innego - wyjaśnia. - I trudno się temu dziwić, jeżeli ceny węgla są, jakie są. Ludzie palą tym, czym się tylko da - dodaje.

Wyjaśnia też, po co sięgają najbardziej zdesperowani. - Każdy na ten węgiel czeka, a że jest zimno, a ceny nie spadają, to ludzie się ratują. Palą meblami, paletami, nawet takimi z marketów, które zawierają mnóstwo chemii - tłumaczy. 

Zdaniem rozmówcy Gazeta.pl spalanie mebli, odpadów i ubrań przyniesie opłakane skutki. - To się skończy zwiększonym zagrożeniem dla życia. Zanieczyszczają się piece, przewody kominowe, co grozi podtruciem, zaczadzeniem, pożarem - wylicza. 

Zanim wrzucisz do pieca policz ewentualne straty

Kominiarze ostrzegają, by nie próbować spalać w piecu tego, czego palić się w nim nie powinno. Jako przykład wskazują koks. - On ma wyższą temperaturę spalania. W przypadku pieców kaflowych jego używanie może doprowadzić do rozszczelnienia - wydobywa się dym, czad, tego z pewnością nie powinno się robić - ostrzega kominiarz. 

Eksperci ostrzegają też przed stosowaniem wszelkich zamienników węgla. - Na rynku pojawił się miał, ale on może być stosowany tylko w miałowcach. W piecu palimy tym, do czego mamy piec dostosowany, inaczej mogą być kłopoty - ostrzega kominiarz. 

Węgiel ma być. Jacek Sasin obiecuje

I chociaż sezon grzewczy w zasadzie już ruszył, Jacek Sasin, minister aktywów państwowych, przekonuje, że Polacy doczekają się węgla. Na wtorkowej konferencji prasowej w Otwocku polityk zapewnił, że do Polski trafi na tyle dużo węgla, by zaspokoić potrzeby Polaków. Wyjaśnił, że sprowadzony surowiec zostanie przesiany na ten nadający się do użytku dla gospodarstw domowych i dla pozostałych odbiorców.

 - To węgiel zmieszany, taki jest dostępny na rynkach europejskich, i z tych prawie 11 milionów około trzech i pół miliona ton węgla trafi do gospodarstw domowych - powiedział wicepremier.

Rząd chce, by do dystrybucji węgla włączyły się samorząd. Mają one - jak wynika z wciąż nieoficjalnych doniesień medialnych - samodzielnie kupować surowiec od dostawców z opóźnionym terminem zapłaty, a następnie rozwozić go do osób, które wcześniej zgłosiły zapotrzebowanie. 

Więcej o: