Marka Marie Zélie powstała w 2015 roku u i bardzo szybko się rozwinęła. W 2019 została wyceniona na 32 miliony złotych. Rozgłos przyniosła im niecodzienna kampania. Otóż firma reklamowała swoje ubrania jako "odzież dla skromnych katoliczek". Na metkach ubrań marki widnieje łaciński napis "na większą chwałę Bożą", a sama firmy nie kryje swoich chrześcijańskich przekonaniach.
Od kilku lat media donosiły jednak o problemach finansowych firmy, a 7 października tego roku osiągnęły one swój finał. Wówczas bowiem zgłoszono wniosek o jej upadłości. Według portalu PKB24.pl suma nieuregulowanych przez spółkę zobowiązań wynosi około 12 milionów złotych.
Przypomnijmy, że jeszcze w czerwcu br. prezes Marie Zélie Krzysztof Ziętarski w rozmowie z Gazeta.pl zapewniał, że firma powoli wychodzi na prostą. - Przechodzimy dłuższy kryzys finansowy, jesteśmy w trakcie restrukturyzacji. Obecnie jesteśmy już po wielu miesiącach porządkowania firmy, znacznie zmniejszyliśmy ponoszoną stratę i zbliżamy się do rentowności - opowiadał.
Wyemitowano nawet akcje, co portal crowdnews.pl nazwał "emisją ratunkową". Optymistyczniej patrzył na to prezes spółki, który w rozmowie z nami mówił, że "nie składa broni". Liczył, że w 2024-25 roku zapewni inwestorem łatwiejsze wyjście z inwestycji przez debiut na giełdzie lub wykup przez większego inwestora.
Zamiast jednak sprzedawać akcje, firma zaczęla wyprzedawać swój majątek. W tym całość inwentarza z gdańskiej siedziby firmy m.in. maszyny do szycia, czy reszty kolekcji - pisał 11 października portal PKB24.pl.
Więcej informacji z Polski przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Upadłość firmy oznacza nie tylko pociągnięcie ze sobą na dno akcjonariuszy, ale również podwykonawców. Jednym z nich jest bangladeska szwalnia Nurayeez Apparel Ltd. Warto w tym miejscu przypomnieć, że na początku działalności Marie Zélie chwaliła się rodzimą produkcją, jednak sytuacja finansowa zmusiła ją do korzystania z zagranicznych usług.
Spółka podpisała umowę ze szwalnią na kwotę 18 308,85 dolarów. Zapłacono jednak jedynie 5977,50 dol., jako zadatek na produkcję oraz 1000 dolarów, jako wpłatę dokonaną po złożeniu przez prezesa deklaracji spłat zobowiązania. Do spłaty zostało wciąż ponad 11 tys. dolarów Teoretycznie to niewiele, ale dla bengalskiej firmy to pieniądze, które mogą decydować o "być albo nie być".
Znajdujemy się pod presją. Odpowiedzialność bankowa, pensje pracownicze, wynajem powierzchni, rachunki za media i wiele innych. Przetrwaliśmy dwa okresy świąteczne, w trakcie których nie mogliśmy wypłacić naszym pracownikom premii, właśnie ze względu na ten brak płatności ze strony polskiego partnera. Nasza firma nie jest wystarczająco bogata, by udźwignąć takie straty
- poinformował przedstawiciel bangladeskiej firmy w rozmowie z PKB24.
Jakby tego było mało, towar przysłany przez firmę z Bangladeszu do Polski wciąż zalega w porcie w Gdyni. Potwierdza to prezes Krzysztof Ziętarski w rozmowie z Gazeta.pl. - Towar czeka na odbiór i nie jest jeszcze do dyspozycji spółki. Do odbioru towaru potrzebne jest uregulowanie ponad 50 tys. zł opłat związanych z obsługą celno-skarbową oraz składowaniem towaru w porcie - wyjaśnił.
Pomimo licznych problemów Krzysztof Ziętarski nie traci nadziei i ma plan wyjścia z kryzysu. Ma nim być wykup przedsiębiorstwa od spółki przez nowy, wypłacalny podmiot, który kontynuowałby działanie marki. - Zobowiązania Marie Zélie SA zaspokajane byłyby przez syndyka w toku postępowania upadłościowego. Transakcja wykupu przedsiębiorstwa przyspieszyłaby ewentualny zwrot części wierzytelności oraz potencjalnie zwiększyła jego kwotę - tłumaczy.