Wieje chłodem już od dawna, teraz też bardzo miło raczej nie będzie. Biden porozmawia z Xi w cztery oczy

To będzie pierwsze spotkanie Joe Bidena i Xi Jinpinga odkąd pierwszy z nich objął stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych przed prawie trzema laty. Relacje między Chinami a USA są najgorsze od dekad, a to spotkanie raczej tego nie zmieni. Na liście rozmów są przede wszystkim trudne tematy.

Spotkanie Joe Bidena i Xi Jinpinga odbędzie się na indonezyjskiej wyspie Bali w poniedziałek (14 listopada) po południu polskiego czasu. Przywódcy przyjechali tam dzień przed dorocznym szczytem G20, czyli grupy 19 państw i Unii Europejskiej - co do zasady należą do niej najbogatsze gospodarki świata, ale lista członków nie do końca pokrywa się z rankingami. 

Joe Biden i Xi Jinping będą rozmawiać na Bali 

O samym szczycie nieco więcej za chwilę, teraz skupmy się na spotkaniu liderów Stanów Zjednoczonych i Chin - dwóch największych gospodarek świata i dwóch państw w ścisłej czołówce najludniejszych na Ziemi (Chiny wciąż są pierwsze - choć prawdopodobnie niedługo, Stany znajdują się na trzecim miejscu, choć warto pamiętać, że to trzecie miejsce jest dużo, dużo dalej niż pierwsze i drugie). 

Rozmowa Xi - Biden będzie pierwszą twarzą w twarz od czasu objęcia przez Bidena urzędu prezydenta. Dotąd miały miejsce tylko rozmowy telefoniczne lub wideorozmowy między nimi - było ich, jak wylicza Reuters, pięć (ostatnia we wrześniu). Tematy, które politycy mają poruszyć to trudne relacje dwustronne, kwestia Tajwanu, rosyjska wojna w Ukrainie i ambicje nuklearne Korei Północnej. Żaden z nich nie wygląda na łatwy, a część jest mocno drażliwa. Dla Chin przede wszystkim kwestia tajwańska, przywódca USA będzie pewnie pytać też o stosunek Pekinu do Moskwy, szczególnie istotne w czasie wojny i izolacji agresora przez Zachód (Władimir Putin zresztą na szczyt G20 się nie pofatyguje, wysyła szefa MSZ, Siergieja Ławrowa). 

Trudne relacje

Relacje między Stanami Zjednoczonymi a Chinami są najgorsze od dekad. Ten chłód narastał w ostatnich latach. Wyraźnie zaczął być widoczny w czasie kadencji Donalda Trumpa, kiedy rozpoczęła się wręcz wojna handlowa między tymi dwiema wielkimi gospodarkami (kto o tym dziś jeszcze pamięta?). Do tego doszły obawy związane z dominacją chińskiej technologii (Waszyngton wprowadził tutaj pewne restrykcje) i tematy bardziej polityczne, jak Hongkong, Tajwan i Morze Południowochińskie. 

Według amerykańskich urzędników, na których powołuje się Agencja Reutera, w ostatnich dwóch miesiącach miały miejsce pewne ciche starania o naprawę stosunków. "Takie spotkania [jak na Bali - red.] nie odbywają się w izolacji, to część długotrwałego procesu" - powiedział agencji jeden z oficjeli, odwołując się do tej zakulisowej dyplomacji. 

Przełomu nie ma się co spodziewać. Szczególnie w tych najbardziej problematycznych kwestiach, jak Tajwan - zwłaszcza, że Joe Biden zapewne będzie chciał ostrzec Chiny przed konsekwencjami inwazji na Tajwan, na co Pekin jest mocno wyczulony. To, czego można oczekiwać na Bali, to raczej próby resetu wzajemnych stosunków. 

Szczyt G20 na Bali 

Państwa wchodzące w skład G20 to największe gospodarki rozwinięte i rozwijające się na świecie. Reprezentują około dwie trzecie globalnej populacji, ponad 85 proc. globalnego PKB i 75 proc. światowego handlu. Są to: Argentyna, Arabia Saudyjska, Australia, Brazylia, Chiny, Francja, Indie, Indonezja, Japonia, Kanada, Korea Południowa, Meksyk, Niemcy, Rosja, RPA, Stany Zjednoczone, Turcja, Unia Europejska, Wielka Brytania i Włochy. 

Organizator, Indonezja, ustalił tematykę wokół odbudowy gospodarczej po pandemii, kwestii zdrowotnych i energetycznych. W czasie szczytu na Bali odbywać się będą też dwustronne rozmowy kuluarowe, w czasie których, jak zauważa "The Guardian", na pierwszy plan wychodzić będzie zapewne wojna w Ukrainie i jej gospodarcze skutki, kryzys klimatyczny, program atomowy Kim Dzong Una i rosnące ambicje Chin. 

Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzegł właśnie (w tekście opublikowanym w niedzielę 13 listopada), że perspektywy dla globalnej gospodarki są nawet bardziej ponure, niż prognozował jeszcze w zeszłym miesiącu. Jako czynniki niesprzyjające wymieniana jest inwazja Rosji na Ukrainę, podwyżki stóp procentowych administrowane z powodu utrzymującej się wysokiej inflacji, zakłócenia w łańcuchach dostaw i negatywne skutki covidowych restrykcji w Chinach. MFW w październiku obniżył prognozę globalnego wzrostu PKB w tym roku do 2,7 proc. z 2,9 proc. Według Funduszu, kraje składające się na ponad jedną trzecią globalnej gospodarki odnotują kurczenie się PKB w tym lub przyszłym roku. 

Zobacz wideo Recesja byłaby dobrym scenariuszem dla rządu? Pytamy eksperta
Więcej o: