Brytyjskie sklepy wprowadzają limity na jajka. Trzecia co do wielkości sieć marketów w Wielkiej Brytanii, Asda, ograniczyła możliwość zakupu do dwóch opakowań. Racjonowanie ogłosił też brytyjski Lidl - do trzech opakowań. Powodem są kłopoty z dostępnością towaru.
Problem nie jest ograniczony do tych dwóch sieci, choć na razie tylko one zdecydowały się na tak drastyczne ograniczenia. Waitrose przekazuje, że stale monitoruje popyt ze strony klientów, Sainsbury's - miejsce numer dwa w branży - przekazał, że "występują pewne wyzwania związane z zaopatrzeniem w jajka" - cytuje Agencja Reutera. Sieć musiała zacząć importować jajka z Włoch, choć wcześniej prowadziła politykę sprzedaży wyłącznie brytyjskich jajek, ta decyzja wywołała więc oburzenie miejscowych rolników. Tesco, największa sieć sklepów w Wielkiej Brytanii, zapewnia, że nie ma problemów, ale pracuje nad ochroną zaopatrzenia - podaje BBC.
A może być jeszcze gorzej. Brytyjskie Stowarzyszenie Producentów Jaj z Wolnego Wybiegu (BFREPA - British Free Range Egg Producers Association) ostrzegło w tym tygodniu (kolejny raz zresztą), że przed Bożym Narodzeniem jajek może zabraknąć. Według organizacji, jedna trzecia ankietowanych w tym miesiącu hodowców kur zgłosiła zmniejszenie swoich stad ptaków, tymczasowe wstrzymanie produkcji lub zupełne wyjście z biznesu.
Pojawiają się ostrzeżenia, że niedobory w branży drobiarskiej mogą być szersze i dotyczyć też tradycyjnych świątecznych indyków.
Dlaczego Wielka Brytania ma taki problem z jajkami i drobiem? Wśród powodów wymieniana jest przede wszystkim największa jak dotąd epidemia ptasiej grypy. Od 10 dni hodowcy drobiu w całym kraju nie mogą wypuszczać ptaków na zewnątrz, muszą też przestrzegać surowych zasad bezpieczeństwa biologicznego. Przez chorobę trzeba było ubić w tym roku 740 tysięcy kur niosek. Wszystkich ptaków ubito lub zmarło 2,3 mln - choć jednocześnie nadzór weterynaryjny podkreśla, że to zaledwie niewielka część całej rocznej produkcji drobiu w Wielkiej Brytanii. Kur niosek na Wyspach jest 38 milionów.
Ptasia grypa to nie jedyny powód jajecznego kryzysu na Wyspach. Drugą, być może nawet poważniejszą, są rosnące koszty produkcji jaj i mięsa drobiowego. To pokłosie kryzysu energetycznego, podbijającego inflację, który od ponad roku dotyka Europę, nie tylko kontynentalną, a który skutki rosyjskiej agresji na Ukrainę silnie wzmocniły. Rolnikom wzrosły rachunki za energię, podrożała karma, zwiększyły się też koszty opakowań. Stąd ograniczanie produkcji przez niektórych.
Wspomniane powyżej Brytyjskie Stowarzyszenie Producentów Jaj z Wolnego Wybiegu podało, że ceny jajek w supermarketach rosną, ale tylko w niewielkim stopniu przekładają się na to, ile dostają za nie producenci. Według zrzeszenia rolników, od marca jajka w brytyjskich marketach podrożały o 45 pensów za tuzin, a tylko 5-10 centów z tej podwyżki dotarło do producentów. Tymczasem koszty wykarmienia kur wzrosły o przynajmniej 50 proc., a cena paliwa o 30 proc. Widać tu pewną presję na renegocjację cen w umowach z marketami.
"Od miesięcy ostrzegamy, że niezapłacenie rolnikom ceny, która pozwoli im na osiągnięcie zysku, spowoduje masowe pozbywanie się zapasów lub, co gorsza, exodus z branży" - mówi prezes BFREPA Robert Gooch, cytowany przez BBC.
W Polsce sygnałów o problemach z podażą jaj nie ma. Wyraźnie widać za to silny wzrost cen. Według GUS, jajka w październiku podrożały o 21,7 proc. rok do roku. To może nie robić wrażenie w sytuacji, w której wiele produktów żywnościowych jest nawet 40 proc. droższych niż przed rokiem. Ale w ujęciu miesięcznym ceny jaj nie mają sobie równym - wzrost wyniósł tutaj aż 7,5 proc.
Także w naszym koszyku, czyli raporcie z paragonów, przygotowywanym przez portal Gazeta.pl i Handelextra.pl na podstawie danych z firmy badawczej CMR, jajka drożeją bardzo mocno. W obserwowanych przez nas mniejszych sklepach (nie ma tutaj np. sieci dyskontów i supermarketów), wzrost cen jajek jest jeszcze silniejszy - o blisko jedną trzecią rok do roku i jedną piątą miesiąc do miesiąca. Więcej na ten temat będziemy pisać w piątek 18 listopada.