Jak wygląda życie pod Lwowem? Ludzie odcięci od prądu, wwiezienie generatora graniczy z cudem. "Brak słów"

Przerwy w dostawach energii elektrycznej na Ukrainie są na tyle dotkliwe, że niektórzy Ukraińcy decydują się na zakup agregatów prądotwórczych. Wwiezienie ich do kraju nie jest jednak łatwe. - To, że chodzi o urządzenie, które potencjalnie może ratować życie, na nikim specjalnie wrażenia nie robi - mówi w rozmowie z Gazeta.pl pani Lubomira mieszkająca 80 km od Lwowa. - Nie mam słów na to, co się dzieje - nie kryje rozżalenia kobieta.

W ostatnich tygodniach Rosja doznała wielu upokorzeń na froncie. Postanowiła więc zintensyfikować ataki na ludność cywilną w Ukrainie. Jej celem jest także kluczowa infrastruktura. Precyzyjne uderzenia niszczą sieć energetyczną - rakiety spadają głównie na węzły, przez co efekty są natychmiastowe i dotkliwe. Blackouty stały się za wschodnią granicą powszechne. Podobnie jak strach przed nadchodzącą zimą.

Ratunkiem - przynajmniej dla części Ukraińców - są agregaty prądotwórcze. Gazeta.pl dotarła do pani Lubomiry - Ukrainki mieszkającej ok. 80 km od Lwowa, która takie urządzenie przywiozła z Polski. Nie bez kłopotów. 

Zobacz wideo Kłótnia Grzegorza Brauna z Małgorzatą Gosiewską w Sejmie. "A pan to się modli jeszcze po polsku czy już po rosyjsku?"

Ukraińcy ratują się agregatami prądotwórczymi. Ale nie można ich wwozić bez cła

Są ograniczenia dotyczące wartości sprzętu. Generator jest wart więcej niż 500 dolarów, więc by móc z niego korzystać, trzeba albo uciec się do przemytu, albo przekonać urzędników w inny sposób. 

- Nasi pogranicznicy twierdzą, że przedmiotów o wartości przewyższającej 500 dolarów do Ukrainy wwozić nie wolno. To, że chodzi o urządzenie, które potencjalnie może ratować życie, na nikim specjalnie wrażenia nie robi - mówi z rozżaleniem pani Lubomira.

Kobieta, która od 20 lat przyjeżdża pracować do Polski, przyznaje, że agregat był sporym wydatkiem. Kosztował ponad 4000 zł. - Sprawę musiał załatwić kierowca. W końcu nas puścili, ale wiadomo, na czym się skończyło - dodaje kobieta łamiącym się głosem. Przyznaje, że trzeba było dać łapówkę. 

Lwów coraz częściej bez prądu. "Żywność do wyrzucenia"

Rozmówczyni Gazeta.pl przyznaje, że ataki na infrastrukturę są dotkliwe. - Są całe regiony, w których nie ma prądu. Ja mieszkam na wsi i nigdy nie wiem, kiedy wyłączą. Dziś przerwa trwała od 3 w nocy do 16. Podobnie wczoraj i przedwczoraj. To jest dla nas dotkliwe. Całe jedzenie, które przywiozłam z Polski, zaraz trzeba będzie wyrzucić, bo cztery lodówki co chwile się rozmrażają - tłumaczy.

Im dłużej trwa rozmowa, tym większy żal wyczuwam w głosie kobiety. - Nie mam słów na to, co się dzieje w Ukrainie. Rosja chce nas zniszczyć, cały naród. Nieważne, czy kobieta w ciąży, dziecko czy staruszka. Dla nich nie ma znaczenia, w kogo uderzają - mówi.

Jak przyznaje, sytuację ratuje fakt, że u siebie w domu o powierzchni 100 metrów kwadratowych ma kominek, dzięki czemu nie marznie. - W wielu miastach już jest problem z ogrzewaniem, z wodą. Robi się nie do wytrzymania - mówi. 

Wielka wdzięczność dla Polaków

Pani Lubomira przyznaje, że pomoc Polaków bardzo pomaga przetrwać trudny czas. - Polacy pomagają od samego początku. Mogę liczyć na jedzenie, ubranie, na wszystko. To dla nas bardzo ważne - przyznaje.

Nie ukrywa też, że wciąż nie rozumie przyczyn wybuchu wojny. - Putin jest jak Stalin. Chce nam wszystko zabrać, bo tam w Rosji chyba nam po prostu zazdroszczą, że my mamy wszystko, a oni nic - mówi rozżalona.

Rosja uderza w czuły punkt. " Wydaje się, że celem jest wywołanie katastrofy humanitarnej"

Sławomir Matuszak, specjalista Ośrodka Studiów Wschodnich, w rozmowie z Gazeta.pl już w październiku tłumaczył, że działania Kremla nie są przypadkowe. - Niszczenie infrastruktury jest bardzo groźne dla Ukrainy - mówił. 

Istota problemu polega na tym, że Rosjanie niszczą nie tyle same elektrownie (choć zdarzają się przypadki ich uszkodzeń), a przede wszystkim stacje rozdzielcze. Remonty, które są przeprowadzane, są prowizoryczne. By całkowicie odnowić taką stację transformatorową, trzeba co najmniej kilka miesięcy

- wyjaśniał.

Skutki rosyjskich ataków odczuwa cały kraj. Atakowana jest bowiem również infrastruktura związana z dystrybucją ciepła i wody. - Większość ukraińskich miast, szczególnie tych większych jest centralnie ogrzewana. Wydaje się, że celem Rosji jest wywołanie katastrofy humanitarnej - jeśli dojdzie do trwałego wyłączenia ogrzewania w dużych miastach jak np. Kijów czy Charków, może to spowodować kolejny, wielomilionowy napływ uchodźców - stwierdził ekspert OSW. 

Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl

Więcej o: