Na Węgrzech limity na mleko, ziemniaki i jaja. Polsce też to grozi? Ekspert: Nie, bo idą wybory

Na Węgrzech niektóre sklepy postanowiły wprowadzić limity na podstawowe produkty spożywcze. To efekt działania rządu, który najpierw próbował sztucznie zaniżyć ceny, a teraz walczy ze skutkami swych decyzji. Czy Polsce grozi taki sam scenariusz? Wyjaśnia to Piotr Kuczyński, ekonomista.

Rząd Węgier zdecydował się utrzymać stałe ceny za podstawowe produkty żywnościowe. W związku z tym w wielu sklepach są ustalone limity ilości produktów ze specjalnej listy ustalonej przez rząd. Według doniesień mediów w niektórych sklepach można zauważyć czasowy brak cukru, mąki i mleka.

Dr Dominik Héjj, zajmujący się badaniami związanymi z węgierską polityką, poinformował na Twitterze o problemach, z jakimi przyszło się zmierzyć jednemu z supermarketów firmy Aldi. "Drodzy klienci! W celu zabezpieczenia dostępności produktów wprowadzamy ograniczenia w liczbie towarów możliwych do zakupienia na jedną osobę. Np. 1 litr mleka, czy 1 kg ziemniaków, jedno pudełko jaj" - czytamy.

Piotr Kuczyński: Poważne ostrzeżenie, ale nie dla Polski

Sytuację na Węgrzech skomentował dla Gazeta.pl Piotr Kuczyński, ekonomista. Jego zdaniem w najbliższym czasie w naszym kraju podobnej rewolucji cenowej nie będzie.

Limity na zakupy produktów żywnościowych na Węgrzech robią u nas nagłówki w mediach. Słusznie, bo to jest poważne ostrzeżenie, ale nie dla Polski. Po pierwsze w 2023 roku VAT-u na podstawowe produkty żywnościowe rząd nie ruszy (wybory!), a po drugie ceny nie były mrożone, a obniżenie VAT do zera nie uderzało w producentów i sklepy

- zauważa rozmówca Gazeta.pl. 

- Nie ma więc zagrożenia limitowaniem sprzedaży

- dodaje.

Rozmówca Gazeta.pl odniósł się też do czynnika, który może sprawić, że ceny w Polsce podskoczą. - Czy ceny podstawowych produktów w 2023 roku wzrosną? Być może nieco wzrosną, ale nie zakładam, żeby normalny VAT na paliwa (które są kosztami transportu żywności) na początku roku je zwiększył. Nadal bowiem uważam, że rafinerie i stacje benzynowe mają tak wysokie marże z powodu ostatnich spadków cen ropy, że ceny na stacjach praktycznie nie wzrosną - wyjaśnia Piotr Kuczyński. 

Ekonomista o tym, czy grozi nam kryzys na wzór węgierskiego

Doniesień o trudnej sytuacji na Węgrzech jest więcej. Wcześniej media alarmowały o drożejącym paliwie. I w tym wypadku jego cena podskoczyła, gdy tylko rząd zdjął sztucznie nałożone ograniczenia. Czy jednak między polską a węgierską sytuacją ekonomiczną można postawić znak równości? Pewne podobieństwa są. W obu krajach władza wydaje się dbać o osoby starsze. W obu krajach premierzy starali się zapewnić dodatkowe pieniądze w postaci czternastych emerytur czy podniesienia wysokości świadczeń.

Czy zbieżności jest więcej? Czy Polsce grozi węgierska ścieżka, kiedy rząd zdecyduje się zwiększyć VAT na paliwa, żywność, prąd, gaz? W rozmowie z Gazeta.pl ekonomista Piotr Kuczyński przyznaje, że sytuacja obydwu krajów różni się. 

- Węgrzy pod rządami Fideszu, czyli po prostu Victora Orbana, poszły inną drogą niż Polska w zmniejszaniu wpływu globalnej inflacji na społeczeństwo. Była to droga bardzo ryzykowna, zbliżona do tego, co rządy robiły w czasach realnego socjalizmu. Węgrzy ustanowili sztywne ceny detaliczne (ale nie hurtowe) na podstawowe artykuły żywnościowe oraz na paliwa sprzedawane Węgrom - tłumaczy.

Więcej o: