Orlen wielokrotnie podkreślał, że odchodzi od rosyjskich surowców, a premier Mateusz Morawiecki informował o zerwaniu umowy na gaz czy węgiel z Rosji krótko po wybuchu wojny. Zdaniem części przedstawicieli opozycji, państwowy gigant wciąż robi jednak za mało, by całkowicie zerwać z reżimem Putina.
Poseł PO Jan Grabiec w udzielił wywiadu TVN24, w którym wysunął poważne zarzuty pod adresem obozu władzy.
Premier Morawiecki na szczycie Unii Europejskiej obiecał, że od początku roku Polska nie będzie importowała ropy z Rosji. Tak się jednak nie stało. PiS importuje ropę z Rosji, a Orlen sponsoruje armię rosyjską, atakującą dziś Ukrainę
- oświadczył Jan Grabiec.
PKN Orlen odniósł się do tych zarzutów w mediach społecznościowych. "Przypominamy, że przed 2015 r. niemal cała ropa przerabiana w Grupie ORLEN pochodziła z Rosji. Od stycznia jest to zaledwie ok. 10 proc. i dotyczy to wszystkich naszych rafinerii w Polsce, Czechach i Litwie. Od początku wojny nie realizujemy zakupów morskich ropy rosyjskiej i rosyjskich paliw" - czytamy w komunikacie zamieszczonym w niedzielę.
Grupa ORLEN zapewniła też, że dostosowuje się do wszystkich międzynarodowych sankcji. "Jedyny obowiązujący kontrakt na dostawy ropy ze wschodu przestanie być realizowany w momencie wprowadzenia kolejnych sankcji, na co jesteśmy przygotowani" - poinformowała spółka.
Unia Europejska postanowiła zmniejszyć import rosyjskiej ropy do końca 2022 roku o aż 90 proc. Embargo obejmuje nie tylko dostawy morskie. Kraje UE odchodzą również od surowca importowanego rurociągami. Wkrótce jednak sankcje zostaną rozszerzone.
- 5 lutego br. wejdzie w życie embargo na import z Rosji produktów naftowych i kolejny pułap cenowy na takie produkty - przypomina Iwona Wiśniewska z Ośrodka Studiów Wschodnich. Ekspertka podkreśla, że będzie to kolejne uderzenie w Kreml.
Unia Europejska wprowadziła do tej pory dziewięć pakietów sankcji na Rosję. Oczywiście te najbardziej istotne, ograniczające działanie rosyjskiej gospodarki, były nakładane na początku, a kluczowy jest szósty pakiet, w którym wprowadzono sankcje na sektor energetyczny. Teraz dopiero obejmują one sektor naftowy. Mam wrażenie, że w tym momencie Unia Europejska koncentruje się przede wszystkim na uszczelnianiu sankcji, które już zostały wprowadzone, obserwuje efekty tych sankcji naftowych
- tłumaczy.
Zdaniem ekspertki OSW decyzja UE ma szansę przynieść pożądane skutki. - Te sankcje są bardzo znaczące o tyle, że sektor energetyczny jest podstawą rosyjskiej gospodarki. Tak więc uderzając w sektor naftowy, ograniczamy dochody do rosyjskiego budżetu - dodaje ekspertka.
Nie oznacza to jednak, że Rosja zostanie całkowicie pozbawiona środków z UE. - Rosyjska ropa może wciąż docierać do europejskiego rynku w postaci produktów naftowych, ale wyprodukowanych już w państwach trzecich. To oznacza, że kraje takie jak Turcja, Indie czy państwa Zatoki Perskiej będą importować surową rosyjską ropę zgodnie z pułapem cenowym, poniżej 60 dol. za baryłkę, przerabiać ją w rafineriach, a produkty uzyskane z tej ropy sprzedawać do UE. To jest kanał, przez który rosyjska ropa pośrednio mogłaby dotrzeć do Unii. Natomiast nie zmienia to faktu, że Rosjanie i tak będą zarabiać na tej ropie znacznie mniej niż wcześniej. Ten główny efekt, który chcą uzyskać państwa G7, czyli zredukować dochody rosyjskiego budżetu z sektora energetycznego, i tak zostanie osiągnięty - dodała Iwona Wiśniewska z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Więcej informacji gospodarczych na stronie głównej Gazeta.pl