Tydzień temu w czwartek litr oleju napędowego tankowaliśmy średnio za 7,66 zł. W ostatni czwartek (9 lutego) było to 7,47 zł. To spadek o 19 groszy w ciągu siedmiu dni i jednocześnie najniższy poziom cen od września ubiegłego roku - zauważają eksperci firmy analitycznej Reflex.
Ceny diesla wyraźnie spadły. Nie wszędzie w Polsce wygląda to tak samo
7,47 zł za litr to oczywiście cena średnia dla całego kraju. Jeśli zejść na poziom województw, widać, że są takie, które od tego poziomu wyraźnie odstają. Część w górę, jak na przykład podlaskie (7,54 zł/l), podkarpackie (7,53 zł/l) i dolnośląskie (również 7,53 zł/l) - tam ceny diesla są najwyższe w kraju. Po drugiej stronie znalazły się: łódzkie (7,36 zł/l), warmińsko-mazurskie (7,41 zł/l) i pomorskie z małopolskim (po 7,43 zł/l) (to oczywiście również są ceny średnie dla danego województwa). Tak ceny paliw wyglądają na mapie Polski:
Średnie ceny paliw w Polsce Gazeta.pl, źródło danych: BM Reflex
Skupiamy się najpierw na oleju napędowym, bo to on w ostatnich dniach był w centrum uwagi. Można było się obawiać, że po wejściu w życie europejskiego embarga na paliwa sprowadzane z Rosji, jego ceny na stacjach wyskoczą w górę. Tymczasem mieliśmy spadki - i to na tle innych paliw wyraźne, bo w przypadku benzyn obniżki były symboliczne. Według danych Refleksu, średnie ceny benzyny 95-tki to w kraju 6,67 zł za litr (o 1 grosz mniej niż tydzień wcześniej), a 98-mki 7,36 zł za litr (spadek o 3 grosze w ciągu tygodnia). Eksperci tej firmy wskazują też, że różnica w cenie między popularniejszym gatunkiem benzyny (Pb95) a dieslem zmniejszyła się do 79 groszy na litrze z 1,31 zł w listopadzie.
Co dalej? Ropa naftowa drożeje, jest jeszcze kwestia złotego
Co dalej? "Analiza poziomu hurtowych i detalicznych cen paliw wskazuje na możliwość obniżek cen paliw, zwłaszcza ON, na stacjach także w następnych dniach, ale na obniżki rzędu 20 groszy na litrze nie mamy co liczyć" - komentują wspomniani analitycy. Ale jednocześnie zwracają uwagę, że możliwe są i podwyżki. Dlaczego?
Z jednej strony mamy drożejącą ropę naftową. W piątek jej rynkowe notowania gwałtownie wzrosły, po tym, jak Rosja ogłosiła, że zmniejszy wydobycie surowca o 500 tys. baryłek dziennie. Kursy dwóch głównych gatunków ropy, Brent i WTI rosły w piątek o około 2,5 proc. Opisywaliśmy to w poniższym tekście:
Andrew Lipow z firmy doradzającej na rynku ropy (Lipow Oil Associates) powiedział Agencji Reutera, że bardzo krótkim terminie obniżenie wydobycia przez Rosję niewiele zmieni, ale w miarę odbudowywania się globalnego popytu na ropę, deficyt podaży stanie się już bardziej widoczny. A to już czynnik podbijający cenę. Kluczowe są tu przede wszystkim Chiny, największy światowy konsument surowca.
Na razie obawy o chińską gospodarkę, a nawet możliwą recesję w Stanach Zjednoczonych hamują potencjał wzrostu na notowaniach ropy. Na przykład Goldman Sachs w piątek obniżył swoją prognozę ceny surowca (dokładnie ropy typu Brent, czyli globalnego punktu odniesienia) do 92 z 98 dolarów za baryłkę na koniec tego roku i do 100 z 105 dolarów na 2024 r. Obecnie (to stan na zamknięcie piątkowej sesji) Brent wyceniany jest na 86,39 dol. za baryłkę.
W Polsce na poziom cen paliw na stacjach wpływa jeszcze jedna kwestia: kursy walut. Zakupy ropy przez polskie rafinerie realizowane są w dolarach, zatem im złoty słabszy, tym surowiec droższy. Tak się składa, że złoty w ostatnich dniach się osłabia. Silnie tracił także w piątek, szczególnie wobec dolara, który podrożał o 4 grosze (1 proc.). Tak wygląda miesięczny wykres notowań dolara wobec złotego:
Notowania dolara amerykańskiego wobec polskiego złotego, wykres miesięczny. Źródło: stooq.pl
