Przeczytanie o własnej śmierci wydaje się być abstrakcyjną i nierealistyczną wizją. Czegoś podobnego doświadczył jednak posiadający dwa obywatelstwa Michał Zakrzewski. Polak zamieszkujący Kanadę od wielu lat otrzymał od tamtejszego urzędu list, z którego treści wynikało, że nie żyje od roku.
Według informacji podawanych przez urzędników pan Michał miał umrzeć przed Bożym Narodzeniem 2022 roku. Z powodu rzekomej śmierci 67-latka urząd zdecydował o wstrzymaniu jego emerytury i nakazał zwrot 3,5 tysiąca dolarów, a więc całkowitej kwoty wypłaconej po stwierdzeniu zgonu świadczeniobiorcy. Problem w tym, że list informujący o obowiązku zapłaty przeczytał sam pan Michał. Zaszokowany i podejrzewający oszustwo mężczyzna niezwłocznie skontaktował się z urzędem, by uzyskać potwierdzenie co do prawdziwości korespondencji. Okazało się, że departament otrzymał owe informacje od polskiego urzędu. - Zapytałem ich: czy macie przed sobą akt zgonu? Odpowiedzieli, że "nie" - opowiadał w rozmowie z CBC Ottawa pokrzywdzony mężczyzna.
Stojąc przed faktem wstrzymania wypłacania świadczenia, mężczyzna postanowił interweniować w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych i Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Ku zdziwieniu wszystkich okazało się, że żadna z tych instytucji nie jest odpowiedzialna za wydanie dokumentów potwierdzających zgon, choć kanadyjski urząd jako źródło informacji wskazywał właśnie ZUS. - Śmiertelnie się boję - powiedział pan Michał, który obawia się o to, z czego zapłaci rachunki. Po dokładniejszym zbadaniu sprawy kanadyjski urząd obiecał przywrócić emeryturę pokrzywdzonemu mężczyźnie. Urzędnicy nie są jednak w stanie ustalić, jak doszło do tej pomyłki.