Fiskus prześwietli osoby handlujące na platformach takich jak Allegro, OLX czy Vinted później, niż to pierwotnie zakładano. Początkowo rząd zakładał, że wejście w życie nowych przepisów, dzięki którym będzie można analizować to, co sprzedajemy w sieci, wejdą w życie 1 maja. Ostatecznie jednak, jak donosi "Gazeta Wyborcza", regulacje zaczną obowiązywać 1 września.
Jak donosi dziennik, Kowalski zbyt wielu powodów do radości nie ma. Platformy wdrożyły już bowiem nowe narzędzia i rozpoczęły proces gromadzenia danych. Te z pewnym opóźnieniem w końcu jednak do skarbówki trafią. A wówczas może się okazać, że sprzedaż w sieci rodzi szereg obowiązków podatkowych.
Po wejściu w życie przepisów fiskus zostanie poinformowany z automatu o naszych transakcjach sprzedaży, jeśli w danym serwisie wystawiliśmy przedmioty co najmniej 30 razy. I to bez względu na to, jaka była ostatecznie wartość sprzedaży. Fiskus dowie się więc o handlu np. używaną odzieżą, gadżetami elektronicznymi na dość małą skalę.
- Sprzedawcą wyłączonym z raportowania jest taki, który za pośrednictwem platformy dokonał mniej niż 30 transakcji sprzedaży, a wynagrodzenie uzyskane z tej sprzedaży nie przekroczyło 2000 euro. Oznacza to, że zarówno dokonanie 30 lub więcej transakcji, jak i otrzymanie wynagrodzenia powyżej 2000 euro skutkuje obowiązkiem raportowania przez portal sprzedażowy - wyjaśniał w rozmowie z Gazeta.pl Michał Cielibała, Doradca Podatkowy 8015 w Biurze Rachunkowym BIUREX. I podaje przykład tego, jak przepisy będą działać w praktyce. - Jeśli łącznie 30 razy sprzedam coś na portalu internetowym - buty, spodnie, pamięć RAM - to nawet jeśli łącznie uzyskam z tego tytułu 500 zł czy 6000 zł fiskus zostanie z automatu poinformowany o tym fakcie. Wartość nie ma znaczenia - precyzuje.
Rząd przekonuje, że przepisy nie są wprowadzone po to, by polować na małych sprzedawców. Warto jednak przypomnieć, że przepisy dotyczące podatku od sprzedaży - nie tylko w internecie - na skutek wprowadzenia nowych regulacji się nie zmieniają. Mówiąc w największym skrócie: nieważne, w jaki sposób sprzedajemy należące do nas przedmioty. Czasami od takiej transakcji trzeba zapłacić podatek. Szczegóły wyjaśniła dla czytelników Gazeta.pl Bożena Nowicka, doradca podatkowy, dyrektor w DORADCA Zespół Doradców Finansowo-Księgowych Sp. z o.o., wykładowca Stowarzyszenia Księgowych w Polsce.
Obecne przepisy nakazują informowanie urzędu skarbowego o "odpłatnym zbycie rzeczy". Ale uwaga: tylko w wypadku, kiedy zbywamy (czyli sprzedajemy) przedmiot, zanim upłynie okres sześciu miesięcy (pół roku) liczony od pierwszego dnia następnego miesiąca po nabyciu (czyli od zakupu lub otrzymania). Drugi warunek? Aby ciążył na nas obowiązek zapłaty podatku, na transakcji musimy zarobić.
Jest też kwestia podatku PCC - od czynności prawnych. Polacy kojarzą go z kupnem mieszkania lub samochodu. I w tym wypadku przepisy są znacznie bardziej restrykcyjne, bo próg, od którego podatek obowiązuje, to zaledwie 1500 zł. Literalnie rzecz biorąc PCC trzeba odprowadzić od transakcji kupna... roweru, konsoli do gier czy telewizora. Nawet używanych.