Rząd zaprezentował projekt budżetu na 2024 rok. Z opublikowanego dokumentu wiemy, jak już pisaliśmy, że na spore podwyżki mogą liczyć zatrudnieni w sferze budżetowej. Wiemy też, że deficyt będzie największy od przejęcia przez PiS władzy przed ośmioma laty.
W projekcie znalazły się i inne dane. Jedną z ważniejszych są prognozowane wpływy z Narodowego Banku Polskiego. Ministerstwo Finansów informuje w komunikacie, że według prognoz w 2024 roku NBP ma wpłacić do budżetu 6 mld zł. Zysk osiągnięty przez bank centralny będzie nieco wyższy, ustawa nakazuje przekazanie do budżetu "jedynie" 95 proc. tego, co NBP wypracuje.
Ministerka finansów (o ile nią pozostanie - przed nami wybory) ma powody do radości, bo w tym roku żadnego przelewu z NBP nie było. Być nie mogło, skoro zamiast zysku pojawiła się strata. I to całkiem spora, bo sięgająca blisko 17 mld zł. Prognozowany na rok 2024 zysk jest też skromniejszy od osiągniętego w roku 2021. Wówczas to do budżetu wpłynęło 10,4 mld zł - 95 proc. z wypracowanego zysku w wysokości 11 mld zł.
Wpłata od NBP jest nie do pogardzenia w obliczu wszystkich przewidywanych dochodów państwa. Te, wedle prognoz, mają sięgnąć ok. 683 mld zł. Wydatki są jednak wyższe, bo na poziomie 848 mld zł. Większa będzie też dziura budżetowa. Ma osiągnąć rozmiary nawet 165 mld zł. Czyli więcej niż w roku obecnym, tegoroczny deficyt sięgnąć może bowiem maksymalnie 92 mld zł. Co i tak jest wynikiem znacznie większym, niż zakładano przy tworzeniu budżetu, bo pierwotna "dziura" (powiększona za zgodą prezydenta w sierpniu) miała rozmiar 68 mld zł.