Przez błąd egzaminatora oblała maturę, miała 72 proc. Czy może dostać zadośćuczynienie od OKE?

Maturzystka z Lublina o tym, że zdała egzamin, dowiedziała się dopiero w dniu, w którym podchodziła do poprawki. Pozytywną decyzję wydała dopiero komisja arbitrażowa. Długie oczekiwanie na decyzję kosztowało ją studia i czas poświęcony na przygotowanie do poprawki.

W temacie, który maturzystka wybrała podczas egzaminu podstawowego z języka polskiego, pojawiło się polecenie, aby odnieść się do tekstu epickiego lub dramatycznego znajdującego się na liście lektur obowiązkowych. Dziewczyna w swojej pracy odwołała się do "Trenów" Jana Kochanowskiego, które znajdowały się w arkuszu. Podczas sprawdzania matury egzaminator zwrócił uwagę, że jest to utwór liryczny i nie uznał pracy. Maturzystka postanowiła odwołać się od wyniku matury. Zwłaszcza że miała bardzo dobrze zdać egzamin na poziomie rozszerzonym.

Zobacz wideo Jakie panują emocje po maturze z języka polskiego? [SONDA]

Matura 2023. Podczas poprawy uczennica dowiedziała się, że zdała w pierwszym terminie

Maturzystce nie pomogło również pierwsze odwołanie. Jej sprawa została pozytywnie rozpatrzona dopiero przez komisję arbitrażową działającą przy Ministerstwie Edukacji i Nauki. Informację o tym, że zdała w pierwszym terminie, otrzymała od Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej dopiero w dniu podejścia do egzaminu poprawkowego. Jej wynik wyniósł 72 procent. Ominęła ją jednak rekrutacja na wymarzone studia.

"Wypracowanie spełnia warunki formalne polecenia. Wykorzystano w nim lekturę obowiązkową z listy lektur podanych w arkuszu. 'Treny' są lekturą obowiązkową. Zdająca wykorzystała ją w pełni funkcjonalnie. Opierając analizę na cyklu 'Trenów' (nie pojedynczym utworze), spełniła warunki polecenia" - czytamy w uzasadnieniu przywołanym przez dziennikarzy "Gazety Wyborczej".

Nauczyciele zwracają uwagę na błędy egzaminatorów

O sytuacji maturzystki z Lublina opowiedział w mediach społecznościowych Paweł Lęcki - pedagog z Trójmiasta, który pomagał dziewczynie odwołać się od wyniku. Zdaniem nauczyciela klucz matury z języka polskiego był wadliwy. Zwrócił również uwagę, że kryteria oceny egzaminu zostały podważone przez samą decyzję komisji arbitrażowej. Ze współczuciem odniósł  się również do sytuacji samej maturzystki, która w wyniku opóźnionej decyzji o wyniku nie mogła wziąć udziału w rekrutacji na studia.

"Sprawdzanie matur z języka polskiego zostało zakwestionowane na tylu różnych poziomach, że w normalnej rzeczywistości mielibyśmy teraz pokazowe procesy sądowe" - pisał Lęcki. "Nie możemy być w jakikolwiek sposób pewni wyników, które omawiamy jak opętani na radach pedagogicznych" - kontynuował w dalszej części wpisu. "Widziałem tak wielkie absurdy CKE w trakcie sprawdzania matur od wielu lat, że mógłbym o tym napisać książkę. Nie można analizować wyników matur, które biorą się z niekompetencji systemu".

Lęcki komentował również, że jego zdaniem tego typu sprawy powinny zakończyć się wysokimi odszkodowaniami. "W Polsce najprawdopodobniej nie wydarzy się nic. W Polsce zgadzamy się na niekompetencję" - stwierdzał jednak. Jego zdanie zdają się potwierdzać komentarze, których prawnicy udzielili na łamach "Rzeczpospolitej". - Zadośćuczynienie mogłoby być rozważane, gdyby maturzysta bezpośrednio wskutek błędnych wyników egzaminu maturalnego doznał uszczerbku na zdrowiu - tłumaczył Aleksander Jakubowski. - Dla wniesienia powództwa o odszkodowanie niezbędnym byłoby z kolei wykazanie szkody. Absolwentka musiałaby wykazać, że poniosła określone koszty - dodawała adwokatka Beata Patoleta.

Do sprawy na łamach czasopisma "Więź" odniósł się również publicysta i nauczyciel Jerzy Sosnowski, którego zdaniem źle zorganizowany jest również sam system przyjmowania odwołań. "Wszystko to dzieje się za późno, gdyż najlepsze uczelnie zamykają okres rekrutacji mniej więcej w połowie lipca, a do tego czasu znakomita większość odwołań nie zostaje jeszcze w ogóle rozpatrzona" - zauważa w swoim artykule.

Więcej o: