Informatycy: najbardziej niedoceniana grupa w Polsce?

Niedoceniana, a co za tym idzie... sfrustrowana. Przez to też niechętnie nastawiona do innych. I mamy z tym duży problem.

Niedawno m.in. na Wykopie odkopano tekst "Życie bez tarcia" . Krzysztof Posłajko napisał w nim, że pracownicy IT to jedna z niewielu grup w Polsce, która nie może narzekać na zarobki i warunki pracy, a bezrobocie im nie grozi. Autor zauważa, że tak jak często mówimy o przegranych o ustrojowych transformacji, tak nie zwraca się uwagi na wygranych, którymi są między innymi informatycy i programiści. Krzysztof Posłajko stawia ciekawy zarzut:

Tymczasem, realizując transformację w imię interesów wyobrażonej klasy średniej, rzeczywiście dorobiliśmy się "nowych wygranych", lecz ci wygrani interesują się niemal wyłącznie własnym rozwojem i konsumpcją, nie poczuwając się do oddania niczego "temu krajowi" w zamian.

Według autora tekstu winne, tak sądzę, jest nasze państwo i wszystko to, co doprowadziło do takiej sytuacji, a nie konkretna grupa, jaką w tym przypadku są pracujący w branży IT. Tyle że informatycy i programiści odebrali to zupełnie inaczej. Jak atak. I to pokazuje ciekawy problem, jaki mamy z pracownikami IT i tym środowiskiem.

Na Wykopie możemy przeczytać o tym, że "lewaki narzekają, że specjalistom IT jest w Polsce za dobrze" . Padają oskarżenia, że wszyscy informatykom zazdroszczą, a przecież to dzięki nim - tak przynajmniej można wywnioskować z tego, co napisano na Wykopie - istnieją jeszcze osiedlowe sklepiki, bo to właśnie branża IT utrzymuje polskich przedsiębiorców.

Atak na informatyków i programistów jest tym bardziej niesprawiedliwy, bo przecież wszyscy zarabiający dzisiaj sporą kasę na programowaniu musieli się poświęcić. Przy klawiaturze siedzą już od najmłodszych lat, co wyjaśnia użytkownik Kobo: "Większość zaczyna bardzo wcześnie i rozwija jako swoją pasję od dziecięcych lat". Programowanie to nie tylko ich pasja, ale niezwykle ciężka praca. "Niech Pan autor zauważy ile taki specjalista IT musi pracować... Np ja pracuję po około 11 godzin dziennie" - skarży się arhuk, co pewnie części społeczeństwa, która pracuje góra sześć godzin dziennie i weekend zaczyna w czwartek, będzie trudno zrozumieć.

Sęk w tym, że dokładnie o każdym zawodzie da się tak powiedzieć. Tymczasem czytając komentarze do tego artykułu możemy odnieść wrażenie, że tylko branża IT dużo się uczy, dużo pracuje, wyłącznie oni chodzą do osiedlowych sklepików i jako jedyni w kraju wspierają rodzimych przedsiębiorców, stawiając na lokalne browary i rzeźników. "Osobiście kupuję w polskich niszowych browarach, staram się kupować polskie produkty, przetwory z jabłek, soki z jabłek, polskie mięso wołowe itp itd" - podkreśla swoją rolę inny użytkownik, jakby inni Polacy kupowali wyłącznie w zagranicznych marketach. Można by pomyśleć, że tak wiele zawdzięczamy informatykom, a oni nie dostają podziękowań, tylko zawistne komentarze. I Polska może tego pożałować, ostrzega na Wykopie kajt: "Branża IT wyjedzie pracować za granicę i państwo straci".

Krzysztof Posłajko pisze:

(...) powinniśmy się również przyjrzeć tym "wygranym" i zastanowić się, czy możliwe jest odzyskanie ich dla polskiego społeczeństwa i jakiś rodzaj reintegracji z lokalnością

Faktem jest, że dzisiaj tej integracji nie ma. Maleją na nią szanse, nie tylko ze względu na to, że informatycy mogą pozwolić sobie na życie w zupełnie innych warunkach niż reszta społeczeństwa. Winni są również "wygrani".

Branża IT na atak odpowiada kontrą jaką jest wywyższanie się. Według "pracownika IT", rzekomi zawistnicy sami są sobie winni, bo przecież każdy mógł studiować przydatną i przyszłościową informatykę, a nie jakieś głupie kierunki typu kulturoznawstwo, europeistyka czy niepotrzebną nikomu filozofię. Dlaczego?

Odpowiedź nasuwa się sama: mogli studiować, ale tego nie zrobili, no bo no co się będziemy oszukiwać, humaniści są po prostu za głupi - uważają ci pracownicy IT, którzy biorą udział w internetowych dyskusjach. Według nich "humaniści" boją się tych wszystkich cyferek, niezrozumiałych znaków, bo doskonale wiedzą, że nie byliby w stanie ich zrozumieć. Nie to co my, elita IT! Większym problemem nie jest więc to, że "nowa klasa" żyje w innych warunkach niż "zwykli ludzie". Najgorsze jest to, że ta "nowa klasa" resztą gardzi. Pod swoim tekstem autor dostał poradę: "Było wziąć się za naukę i pracę, Krzysiu! A nie teraz marudzić, leniuszku-śmierdziuszku!".

Oczywiście nie bierze się to z tego, że pracownicy IT to źli ludzie. Ich kompleksy nie są ich winą. To ofiary pokolenia, dla którego siedzenie przed komputerem i klepanie niezrozumiałych linijek kodu było startą czasu. Wszystkie komputerowe pasje, z grami włącznie, wydawały się mało wyszukaną, po prostu głupią rozrywką. Stąd coś w rodzaju syndromu oblężonej twierdzy. "Wszyscy nas nie lubią, wszyscy nas nie rozumieją, a skoro, na przekór innym, udało osiągnąć się sukces, wszyscy nam zazdroszczą". I dlatego "nas" atakują, i dlatego "my" musimy się bronic.

Nie będzie więc żadnej dyskusji o grupie żyjącej "bez tarcia", bo główni bohaterowie nie będą mieli ochoty rozmawiać. No, chyba że "reszta społeczeństwa" stwierdzi, że wszystko, co robią, jest fantastyczne i są wzorem do naśladowania. A czy taka dyskusja jest potrzebna? Tekst opublikowany w czerwcu na nowe-peryferie.pl pokazuje, że tak.

Utworzyła się w Polsce grupa, której żyje się dobrze (i z tego można się cieszyć), ale faktycznie jest to - w wielu przypadkach - grupa oderwana od rzeczywistości. Żyjąca w swoim świecie i niechętnie nastawiona do innych zawodów i grup, bo widząca w nich zawistników i zazdrośników. Nic więc dziwnego, że mogą być to ludzie, którzy nie tylko nie będą czuli związku z ludźmi, obok których żyją, ale jeszcze chętniej wyjadą za granicę, porzucając ojczyznę. Bo i co ich tu trzyma? Niechęć innych?

Wraz z powstaniem nowych zawodów i sposobów na życie, powstały też nowe konflikty. I wydaje się, że przyczyną tego sporu jest nie konflikt ekonomiczny, a pokoleniowy.

Więcej o: