Bloomberg, powołując się na swoje źródła, donosi, że Spotify "karze” artystów, którzy wydają swoje płyty na czasową wyłączność w konkurencyjnych serwisach, takich jak Apple Music. Jak? Jeśli muzyk udostępnił swój album najpierw w usłudze rywala, jego album na Spotify nie pojawi się na playlistach czy w propozycjach, trudniej będzie go również wyszukać za pomocą wyszukiwarki.
Kto nie z nami, ten przeciw nam - tak rzekomo działa Spotify. Rzekomo, bo rzecznicy serwisu bardzo szybko odnieśli się do tekstu i uznali go za nieprawdziwy.
Albumy na wyłączność zabijają Spotify
Nie da się jednak ukryć, że Spotify ma problem. Tylko w ostatnim czasie Apple Music na wyłączność miało u siebie długo oczekiwany album Franka Oceana czy Drake'a. O tym, że takie zagarnianie płyt się opłaca, świadczy przykład Beyonce. Dzięki jej nagraniom dostępnym tylko na Tidal aplikacja zaliczyła ogromny wzrost popularności na systemach iOS.
Spotify fot. Spotify
Transakcje na pewno opłacają się samym artystom. Kiedyś nagrywało się płyty żeby zarabiać na koncertach, dzisiaj nagrywa się płyty po to, żeby sprzedać ją gigantom streamingowym.
Bartek Chaciński na swoim blogu tak opisywał konsekwencje streamingowych planów Apple:
Tak jak brutalnie wykorzystał przegapienie okazji na kontrolę sprzedaży cyfrowej przez wytwórnie fonograficzne, tak teraz na rynek streamingowy wszedł równie brutalnie. Akcje tego typu próbują zniszczyć to, co streaming przyniósł dobrego i wykopać go w rejony rynku filmów i seriali, gdzie do obejrzenia trzech tytułów najczęściej potrzebne będą trzy różne abonamenty. Tego zaczynają próbować koncerny inwestujące w streaming (...) Każdy taki ruch umacnia gonitwę za „ekskluzywnymi” treściami, której konsekwencją jest to, że zostaniecie, droga publiczności, wystrychnięci na dudka, i po okresie względnego otwarcia świata muzyki, wepchnięci stopniowo w układ znacznie gorszy niż stary rynek koncernów i sklepów płytowych. Gorszy przede wszystkim dlatego, że niezarabiający w pierwszej kolejności na muzyce.
Apple mające mnóstwo pieniędzy może zagarniać kolejnych artystów. Ci z takiej okazji chętnie skorzystają, bo zarobią nie na muzyce (na której zarabia się przecież trudno i nie ma gwarancji zysku), a na samym "byciu”. Spotify szuka innych dróg zarobku - jak np. seriale czy sprzedawanie płyt winylowych - bo w tym starciu szans nie ma. Jako serwis, który na siebie nie zarabia, nie może pozwolić na pozyskiwanie płyt na wyłączność. Ich jedyną bronią jest ewentualne "karanie” tych, którzy wybrali Apple czy Tidala. Tylko czy artyści to w ogóle poczują?
Słabsze Spotify to strata dla użytkowników, którzy cenią sobie wygodę - Chaciński ma rację pisząc, że serwisy muzyczne już wkrótce mogą nie różnić się od tych oferujących seriale czy filmy. Jeśli będziemy chcieli być na bieżąco ze wszystkimi nowościami (i mieć klasyki pod ręką) będziemy musieli wydać więcej. Jeden abonament nie wystarczy.
Apple Music - nowe otwarcie dla branży? Fot. Apple
Ale tak naprawdę może to być początek problemów.
Czytaj też: Muzyka znika ze Spotify i innych serwisów streamingujących. Czy może je to wykończyć?
Według plotek, Amazon szykuje bardzo tani serwis streamingowy. Dostęp do muzyki z chmury ma kosztować tylko pięć dolarów. Czemu tak tanio? Bo usługa będzie powiązana z gadżetem Amazonu - inteligentnym głośnikiem Echo. "Chcesz mieć taniej muzyki - słuchaj jej na naszym urządzeniu” bardzo szybko może zamienić się "Chcesz posłuchać nowej płyty topowej gwiazdy - słuchaj jej wyłącznie na naszym urządzeniu”. Czymś przecież trzeba do swojego sprzętu przyciągnąć.
Jeżeli taki scenariusz wydaje wam się niemożliwy, to przypomnijcie sobie to urządzenie:
U2 fot. U2.com
Muzycy mogą promować sprzęt, a obecna sytuacja na rynku muzycznym pokazuje, że nie mają problemów z reklamowaniem usług, jeśli tylko na tym zarobią. Muzyka jest tylko dodatkiem.
Znowu uśmiechać pod nosem mogą się ci, którzy kupują albumy na tradycyjnych nośnikach. Ich płyty CD może odtwarzać każda wieża, bez względu na producenta.