W marcu Apple zaprezentował iPhone'a SE. Urządzenie tańsze od standardowego miało zawalczyć o mniej zamożnych klientów, o segment rynku zbliżony do średniego. Faktem jest, że 2,200 zł, jakie trzeba wydać na ten telefon, to wciąż więcej, niż na podobne urządzenie w tej klasie. Za "normalnego" iPhone'a 6s trzeba już dać 2800 zł. A za "siódemkę", najnowszy model, Apple każe sobie płacić niemal 3500 zł.
Czytaj też: Apple sprzedaje iPhone'a 7 w Polsce drożej niż w Niemczech? Spójrz na tę mapę.
Forbes, powołując się na doniesienia firmy analitycznej KGI Securities, twierdzi, że ten sukces taniego iPhone'a... martwi Apple. Firma najprawdopodobniej nie wprowadzi w przyszłym roku następcy modelu. Dlaczego? Są ku temu dwa powody. iPhone SE podgryza iPhone'a 7, przez co spada jego sprzedaż, a w konsekwencji i zyski. Marża na iPhonie 7 jest znacznie wyższa.
To najgorszy scenariusz dla Apple, który musi wykazać się przed inwestorami. A ci musieli niedawno przełknąć gorzką pigułkę - tegoroczna sprzedaż iPhone'ów będzie niższa niż w 2015 roku. W 2015 roku firma sprzedała ponad 230 milionów iPhone'ów. W tym roku ma to być "zaledwie" ok. 166 milionów.
To jednak nie koniec złych wieści dla Apple. Według prognoz w drugim kwartale 2017 roku sprzedaż smartfonów Apple spadnie o 10 procent, z poziomu 40,4 do 35 mln sztuk.
Dla konsumentów byłoby idealnie, gdyby na rynku pojawił się jednak iPhone SE2, ale tylko wtedy, jeśli Apple utrzymałby poprzednika w sprzedaży. Musiałby wtedy obniżyć jego cenę.