Facebook w ostatnich miesiącach zaczął mieć coraz większe kłopoty. Zapoczątkowała je sygnalistka Francis Haugen, która wyniosła z firmy dziesiątki tysięcy dokumentów. Amerykańskie redakcje prowadzą ich analizy, ale Haugen również się nie zatrzymuje. Zarzuca Facebookowi oszukiwanie akcjonariuszy oraz promowanie treści polaryzujących i przemocowych, ponieważ przynoszą im zysk. CNN z kolei pisze o braku reakcji na ruchy, które doprowadziły do ataku na Kapitol. Ponadto wypłynęły dokumenty świadczące o domniemanej zmowie reklamowej między Facebookiem a Google.
Jan J. Zygmuntowski, ekonomista zajmujący się gospodarką cyfrową, napisał na Twitterze, że ta sprawa jest początkiem końca GAFA - czyli Google, Facebooka, Amazona oraz Apple - jakie znamy. Rozwiązanie problemów wymaga jednak najpierw ich identyfikacji.
Po pojawieniu się w 2020 roku zarzutów w sprawie zmowy Facebook rozesłał oświadczenie. Powtórzył je po upublicznieniu akt pozwu. Zygmuntowski zareagował na nie oburzeniem, bo firma nie wypierała się zarzutów, wręcz przeciwnie. Twierdziła, że to powszechna praktyka w branży. Ekspert postawił sprawę jasno. Powiedział, że jest to niewątpliwie nielegalna zmowa i Google oraz Facebook są praktycznie bez szans przed sądem.
Te działania wpływały na każdy kraj, w którym są wyświetlane reklamy. Więc równie dobrze to polski Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów powinien w tym momencie otworzyć postępowanie, do czego gorąco prezesa Chróstnego zachęcam
- mówił Zygmuntowski.
Przyznał również, że taka reakcja Facebooka jest znamienna dla toksycznej kultury korporacyjnej, która jest też ekstremalnie hierarchiczna. Właściciele posiadają bowiem pakiety kontrolne, a zatem mają zawsze rację. Zygmuntowski zwraca uwagę, że Facebook Papers ujawniły m.in. konflikt między kierownictwem a pracownikami, którzy protestowali przeciw szemranym ruchom pracodawcy.
Zdaniem Zygmuntowskiego Facebook nieprzypadkowo zaprezentował Metaverse właśnie teraz, gdy nad firmą zbierają się czarne chmury. Pojawiło się zagrożenie krytyki społecznej, więc w ramach odwrócenia uwagi Zuckerberg zdecydował się przyśpieszyć swoje ruchy, by całkowicie zdezorientować ludzi.
Zygmuntowski odnosi wrażenie, że GAFA mają wiarę, iż są w stanie kontrolować nas dzięki monstrualnej liczbie danych na nasz temat.
Ta wiara jest trochę naiwna. Giganci nie się w stanie nami do końca manipulować i dlatego muszą cały czas ostrzej lobbować i niszczyć wolność słowa
- zauważa ekspert.
Trzeba podkreślić, że Facebook i inne platformy internetowe stały się miejscem publicznym. Afera wobec bana dla Donalda Trumpa jest na to najlepszym dowodem. Czy internet nie powinien być miejscem bezpiecznym jak ulica albo komunikacja miejska? By nie trzeba było się zastanawiać, czy nie spotka nas tam coś złego? Zygmuntowski przytoczył tu słowa Johna Perry’ego Barlowa z artykułu "Deklaracja Niepodległości Cyberprzestrzeni" z 1996 roku.
Dosłownie padają tam takie frazy, że cyberprzestrzeń to miejsce, które jest wolne od wpływów korporacji i państw, gdzie wszyscy się samorealizują itd. Dziś dochodzimy raczej już do punktu, w którym możemy jasno powiedzieć, że te firmy po staniu się monopolistami zmieniły nastawienie: żeby ochronić swoją wyłączność, muszą przyjmować strategie imperialistyczne
- zauważa Zygmuntowski.
I przytacza analizy Róży Luksemburg czy Włodzimierza Lenina, które pokazywały, jak ekspansja kapitału finansowego i przemysłowego prowadzi do kolonializmu i zniewolenia. Podobnie jak GAFA Kompania Wschodnioindyjska w modelu kapitalizmu kolonialnego stała się tak wielka i zarządzała tak dużą częścią społeczeństwa, że fundamentalnie zmieniała życie wszystkich ludzi. A żeby ochronić ten status, starała się stworzyć w zasadzie własne państwo w Indiach. Podobnie postępuje Facebook, poprzez tworzenie Mateverse. Jak punktuje ekspert, GAFA znalazły się już w momencie, gdy przejęły tak dużą część przestrzeni publicznej, że konkurują z państwem. Ten problem chcą natomiast rozwiązać poprzez uzyskanie suwerenności.
Metaverse zdaje się w tej sprawie przypominać wizję z "Matriksa", gdzie maszyny wykorzystywały ludzi do czerpania z nich energii i dawały im ułudę realnego świata oraz swobodnego wyboru.
Tak. Tylko myśleliśmy, że zrobią to roboty przeciwko ludziom. A tak nie jest, zrobią to kapitaliści, żeby uwolnić się od jakiegokolwiek społecznego nadzoru
- punktuje Zygmuntowski.
W jednym z ostatnich odcinków "Przegląd tygodnia: Wieczór z Johnem Oliverem" (po polsku dostępnym na HBO GO) tematem uczyniono dezinformację. Facebook aktywnie walczy z nią poprzez oznaczanie treści, ale okazuje się, że gównie tych anglojęzycznych. W innych językach wciąż można dość swobodnie rozsiewać fake newsy.
Ten lingwistyczny ambaras stał się poważniejszy w dobie pandemii, ale już wcześniej był kłopotliwy. Zygmuntowski porównuje tutaj treści ważne dla Amerykanów z tymi, które są dla nich bez znaczenia. Posty dot. bliskowschodniego ekstremizmu były automatycznie banowane ze względu na to, jak istotny jest to rejon dla Amerykanów. Jednocześnie mimo że Facebook posiada siedzibę w Polsce, nie odpowiedział na pismo fundacji Panoptykon w sprawie Społecznej Inicjatywy Narkopolityki. Twierdził, że nie ma możliwości przeczytania dokumentu sporządzonego w języku polskim - pokazuje patologię systemu Zygmuntowski. SIN, póki co wygrywa jednak w sądzie z Facebookiem.
Ekspert dodaje, że podobnie Facebook postępował w sprawie ludobójstwa Rohingjów w Myanmarze. Zygmuntowski mówi wprost, że firma przyłożyła rękę do wydarzeń, w których paramilitarne grupy zamordowały kilkadziesiąt tysięcy osób. Facebook mógł nie zwiększać zasięgów wezwaniom do pogromów, a nie zrobił nic.
Znów trzeba też wrócić do sprawy Donalda Trumpa. Okazało się bowiem, że mimo publikacji treści niezgodnych z regulaminem Facebooka były prezydent USA był chroniony specjalnym pakietem dla VIP-ów. Miliarder generował takie zainteresowanie i ruch na stronie, że nie warto było go blokować. Jednocześnie platforma banuje posty muzeów, które pokazują sztukę z elementami nagości. Nawet jeśli uznamy, że świat już taki jest, że są równi i równiejsi, to problematyczne jest, gdy o tym, kto jest kim, decydują prywatne podmioty.
Jan Zygmuntowski uważa, że korporacje nie są w stanie nas kontrolować tak bardzo, jak im się wydaje. Jego zdaniem zbliża się przebudzenie, stąd słowa o końcu GAFA. Znamienne dla tego kierunku jest zjednoczenie się prawicy i lewicy, bo zarówno republikanie, jak i demokraci widzą zagrożenie w cyfrowych gigantach. Również Polacy odnajdują w nim wspólnego wroga, który robi stopniowy zamach na ich wolność poprzez nadmierną cenzurę.
Wszyscy mają poczucie, że coś jest nie tak. Porównałbym to do sytuacji, gdy w czasach radzieckich obywatele oglądali telewizję i mieli poczucie, że z całą pewnością w tym telewizorze nas oszukują, ale nie do końca wiedzieli, jaka jest prawda. Przyjmujemy ten sposób widzenia, który tam jest, natomiast mamy tę czerwoną lampkę - coraz większą - że coś ewidentnie nie gra. Jakbyśmy chodzili po tym matriksie i widzieli, że są błędy w systemie, że coś przeskakuje, są te glitche. Jeszcze wierzymy, że ściana jest tam, gdzie jest albo jeszcze nie stwierdziliśmy, że zaczniemy niszczyć ich maszyny, wychodzić z Facebooka, atakować pracowników tej firmy. To nie eskaluje do tego stopnia, ale wszyscy mają poczucie, że coś jest nie tak. Nawet jeśli w tym samym czasie są radykalizowani przez algorytmy
- opisuje sytuacje społeczną Zygmuntowski.
Przypadek krytyki GAFA porównuje do RODO, które zmieniło dyskurs społeczny. A ten jest zdaniem eksperta kluczowy. Zyskaliśmy prawa do ochrony naszych danych - może jeszcze bez narzędzi - i pojawiła się świadomość potrzeby ich ochrony, która jest już stałym elementem debaty publicznej. Tak samo afery wokół Facebooka i Google mogą stać się zapalnikiem i początkiem szerokiej dyskusji w sprawie tego, jak zreformować technologie.
Zygmuntowski dodaje, że nikt nie może niszczyć zaufania społecznego i liczyć, że uda mu się siebie ochronić przed tym uchronić, myśleć, że nie odwróci się to ostatecznie wobec niego samego. Polaryzujące działania zwracają też uwagę polityków, którzy nie mogą dłużej ignorować coraz bardziej skrajnych i agresywnych ruchów oraz manifestacji w zamian za olbrzymie wpływy podatkowe. Państwo traci bowiem władzę i sprawczość, którą obywatele zaczynają przypisywać skrajnym ugrupowaniom, stojącym na przykład na czele marszu antyszczepionkowców. Zygmuntowski zwraca uwagę, że większość uczestników takich demonstracji to zapewne przeciętni ludzie. - Łączą fakty i radykalizują się, bo poczucie sprawczości dają im np. neofaszyści, jak na marszu antyszczepionkowców w Bydgoszczy - punktuje ekspert.
W związku z tym Zygmuntowski zwraca uwagę, że regulacje gigantów cyfrowych stają się główną agendą zagranicznych polityków, zarówno w Chinach, Ameryce, jak i Brukseli. Ekspert krytycznie jednak ocenia w tej materii działania polskiego rządu.
Co zatem zrobić z gigantami technologicznymi? Rozmowę na ten temat przeczytacie na naszym portalu w przyszłym tygodniu. Możecie też posłuchać naszego podcastu Technoterapia, w którym poruszyliśmy tę sprawę.