Kopalnia Turów jest przedmiotem sporu między władzami Polski i Czech. W maju minister klimatu przedłużył koncesję na wydobycie węgla brunatnego. Czesi mieli zastrzeżenia, więc polski rząd wydał pozwolenie ważne tylko przez następne sześć lat, a nie na 25, jak jest zwyczajowo. Wydawało się, że polski rząd wybrnął w ten sposób z ekologiczno-dyplomatycznej pułapki. Czesi jednak nie odpuścili.
Jak poinformował wrocławski oddział portalu wyborcza.pl, czeski rząd złożył skargę w sprawie rozbudowy kopalni. Za podstawę prawną uznano art. 259 traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, regulującego skargi międzypaństwowe. Jego rzeczniczka potwierdziła, że jeśli nie uda się znaleźć rozwiązania problemu, sprawa trafi przed Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Skargę przedłoży wtedy albo Komisja Europejska, albo wyręczy ją bezpośrednio rząd Czech. KE na rozpatrzenie wniosku ma trzy miesiące.
Południowi sąsiedzi chcą się jednak dogadać, dlatego też w czwartek w Pradze ma się zjawić polski minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau.
Zdaniem ekologów, plan powiększenia kopalni naruszy m.in. ramową dyrektywę wodną, dyrektywę o ocenach oddziaływania na środowisko i dyrektywę ws. oceny wpływu planów i programów na środowisko. Czesi boją się więc utraty dostępu do wody, a także zanieczyszczenia Ziemi oraz zapadania gruntów. Problem z kopalnią w Turowie mają również Niemcy.
Komisja Europejska musi powstrzymać grabież wody przez PGE, i to teraz. Gigant węglowy nie może zabierać ludziom wody w środku kryzysu klimatycznego i zdrowotnego
- cytuje Riccardo Nigro z Europejskiego Biura ds. Środowiska wyborcza.pl.