Naukowcy już od dawna alarmują, że globalne ocieplenie się klimatu w szczególny sposób wpływa na rejony polarne. A topnienie znajdującego się tam lodu stopniowo podnosi poziom wody w oceanach i w przyszłości doprowadzi do zalania niżej położonych terenów lądowych.
Nowego badanie przeprowadzone przez naukowców z University of Reading w Anglii pokazuje, jak lodowiec szelfowy Antarktydy (czyli brzeżna część lądolodu znajdująca się już nie na lądzie, ale wodzie) wrażliwy jest na zmiany klimatu. Jak tłumaczą, to najbardziej szczegółowe badanie przeprowadzone do tej pory.
Jak wynika z analiz badaczy, aż 34 proc. wszystkich lodowców szelfowych Antarktydy zagrożonych jest oberwaniem się do oceanu, jeśli średnia temperatura na Ziemi wzrośnie do 4 stopni Celsjusza powyżej poziomu sprzed rewolucji przemysłowej. To lód zajmujący dziś powierzchnię ok. pół miliona kilometrów kwadratowych. Co więce,j 67 proc. tego lodu to lodowiec szelfowy Półwyspu Antarktycznego.
Badacze wzięli też pod uwagę bardziej optymistyczny scenariusz. Wzrost temperatury od 2 stopnie Celsjusza (zamiast 4) zmniejszyłby obszar lodu zagrożony oberwaniem o połowę. W konsekwencji oczywiście oznaczałoby to zdecydowanie mniejsze podniesienie się poziomu wszechoceanu.
Naukowcy wyznaczyli też cztery lodowce szelfowe, które szczególnie zagrożone są zniszczeniem. To Shackleton, Pine Island, Wilkins oraz Larsen C. Od ostatniego z nich w 2017 roku oderwała się ogromna część lodu (ok. 10 proc. całości) tworząc górę lodową A68 o powierzchni prawie 6 tys. km kw. Jeszcze w grudniu 2020 roku zagrażała ona wyspie Georgia Południowa i lokalnemu ekosystemowi.
Naukowcy podkreślają, że kluczowe w uratowaniu lodowców Antarktydy są starania prowadzące do zatrzymania negatywnych zmian klimatycznych, w tym stosowanie się do ustaleń Porozumienia paryskiego. Tylko to pomoże m.in. w zatrzymaniu wciąż wzrastającego poziomu wody w morzach i uchroni część lądów przed zalaniem.