Jak donoszą zagraniczne media, m.in. CNN i filipiński portal Rappler, do wybuchu wulkanu Taal na Filipinach doszło o 15.16 czasu lokalnego. Wulkan znajduje się około 70 kilometrów od stolicy kraju, Manili. Nie doszło do pełnej erupcji, a jedynie wyplucia kilometrowego słupa gazów i pary. To wystarczyło, by stopień zagrożenie wzrósł z 2 do 3 w pięciostopniowej skali. Pełna erupcja może nastąpić w ciągu kilku tygodni.
W czwartek wieczorem rozpoczęła się ewakuacja ludności z regionu. Tymczasowo przenieść będzie musiało się 3,5 tys. rodzin, na które składa się około 14,5 tys. ludzi. Agencja sejsmologiczna donosi, że miasta Agoncillo i Laurel leżące nad jeziorem otaczającym wulkan Taal są zagrożone erupcją oraz sejsmicznym tsunami.
Poważne oznaki aktywności Taal zdradzał już w styczniu 2020 roku. Wtedy słup pyłów i pary sięgnął aż 15 kilometrów, w wyniku czego ewakuowano aż 100 tys. osób, odwołano loty, a popiół opadł na Manilę.
Choć może dojść do wygaszenia, to władze ostrzegają, że równie możliwe są erupcje potencjalnie groźniejsze niż ta z 2020 roku. Wybuch był wynikiem kontaktu magmy z wodą w kraterze, co stanowi większe zagrożenie niż zeszłoroczny wybuch - twierdzi Maria Antonia Bonas, szefowa agencji monitorującej wulkany.
Filipiński wulkan to jeden z najmniejszych aktywnych wulkanów na świecie. Leży nad jeziorem kalderowym, które powstało 100-500 tys. lat temu w wyniku olbrzymiej erupcji wulkanu. Taal wystaje około 300 metrów nad lustrem wody i jest porośnięty roślinnością. Jest znaną atrakcją turystyczną, a w jego okolicy, mimo oficjalnych zakazów, mieszkają ludzie.
Od początku XX wieku dochodziło w nim do licznych erupcji. W 1911 z tego powodu zginęło około 1100 osób, w 1965 roku około 200. Pierwsze dwie dekady XXI wieku przebiegały dość spokojnie i stopień zagrożenia nie przekraczał drugiego poziomu. Dopiero w 2019 Taal znów się przebudził i podczas erupcji z 2020 roku stopień zagrożenia dobił do czwartego poziomu.