"Skandal i granda! Brak słów! Bezmyślność! Najpierw drzewa teraz, rzeka! Najprawdopodobniej na wniosek Burmistrza Gminy i Miasta Krajenka w dniu dzisiejszym [red. 06.07.2021 r.] bez zachowania jakichkolwiek standardów została spuszczona woda na Naszej rzece Głomia. W dniu dzisiejszym została zaprzepaszczona praca wielu społeczników dbających o dobro stanu Naszych wód" - napisał w mediach społecznościowych Arkadiusz Leszek Michalski, prezes Koła PZW Krajna w Krajence.
We wtorek 6 lipca na rzece Głomi w okolicach woj. wielkopolskiego, doszło do katastrofy ekologicznej. "Zbrodnia na Przyrodzie dokonana została w Krajence [położonej 30 km na północny-wschód od Piły - red.] w godzinach popołudniowych. W bardzo krótkim czasie (około półtorej do dwóch godzin) spuszczona została woda ze stopnia wodnego przy Młynie przez pracowników wód polskich (celowo z małej litery) na zlecenie urzędu miasta Krajenka" - poinformowało Stowarzyszenie Przyjaciół Dorzecza Gwdy.
Jak podkreśliło stowarzyszenie, w działaniu tym nie zostały zachowane odpowiednie procedury. "Normalnie proces taki trwa znacznie dłużej, np. około tygodnia. Obecnie w górnym biegu rzeki woda praktycznie nie płynie, w dolnym biegu natomiast płynie czarna maź powstała na skutek gwałtownego spływu osadów dennych. Świadkowie informują o tysiącach martwych ryb, w tym gatunków chronionych. Ponoć widziane są już poniżej Krajenki" - alarmują członkowie stowarzyszenia. Sprawa została zgłoszona instytucjom. "Taka katastrofa nie może ujść na sucho osobom odpowiedzialnym" - dodają.
Gmina Krajenka opublikowała w mediach społecznościowych oświadczenie ws. wydarzenia na rzece Głomi w Krajence, w którym wyjaśnia, że "Gmina i Miasto Krajenka nie wnioskowała do Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie o spuszczenie wody na rzece, a jedynie o obniżenie jej lustra". Wniosek ten miał związek z rozpoczynającym się remontem mostu przed młynem w Krajence.
"Stan techniczny mostu nie pozwalał na jego dalsze użytkowanie. Wykonanie zaplanowanych prac na moście nie mogłoby się obyć bez uprzedniego obniżenia zwierciadła wody. Burmistrz ubolewa, iż zamiast obniżenia poziomu wody, o które wnioskowano, doszło do spuszczenia w sposób zbyt gwałtowny wody przez Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, w terminie wcześniejszym, niż zakładano" - czytamy w opublikowanym oświadczeniu.
Gmina podkreśliła, że "rozpiętrzanie jazu w Krajence (obniżanie lustra wody) miało rozpocząć się (...) 7 lipca". Zgodnie z procedurami, obniżanie powinno trwać kilka dni i nie powinno być "zjawiskiem gwałtownym".
Gmina wyjaśniła, że jedynym zarządcą terenu, na którym znajduje się most, są Wody Polskie i to od nich zależy decyzja o sposobie i tempie obniżania lustra wody. Burmistrz miasta oświadczył, że podejmie wszelkie czynności, aby "jak najszybciej przywrócić rzekę do poprzedniego stanu". "Ponadto w dniu 7 lipca 2021 roku Burmistrz zawiadomił o zdarzeniu Komendę Policji w Krajence" - czytamy w oświadczeniu gminy.
Wody Polskie odniosły się do sprawy dopiero w środę 7 lipca i przyznały, że na prośbę Urzędu Gminy i Miasta Krajenka dokonały obniżenia piętrzenia jazu na rzece Głomi. Jednak Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Bydgoszczy uważa, że zarzuty dotyczące dużej liczby śniętych ryb są bezpodstawne.
"Z relacji pracowników PGW WP wynika, że zarzut, iż poniżej Krajenki widoczne są bardzo duże ilości śniętych ryb, jest bezpodstawny. Świadczy o tym fakt, iż ryby ze zbiornika spłynęły przęsłem jazu w dół rzeki. Pracownicy NW w Złotowie stwierdzili dotychczas jedynie pojedyncze sztuki śniętych ryb. Aktualnie prowadzone są wizje w terenie celem oszacowania ewentualnych strat i szkód. Jeśli zajdzie taka potrzeba, pracownicy będą ratować ryby" - czytamy w opublikowanym oświadczeniu.
Wody Polskie przyznają, że "obniżenie piętrzenia na jazie zostało wykonane bez odpowiedniego nadzoru i bez zgłoszenia tego faktu jednostce nadrzędnej Wód Polskich. Prawdopodobnie zrzutu dokonano zbyt szybko, co spowodowało zamulenie rzeki osadami dennymi zgromadzonymi przy jazie". Zarząd przekazał, że osoby odpowiedzialne za sytuacje poniosą konsekwencje.
Na miejsce wysłana została specjalna komisja, która oceni sytuację. Ma ona też wskazać dodatkowe kroki naprawcze i ustalić czy zachowane zostały wszystkie procedury obowiązujące w PGW WP. "Wszystkie jednostki terenowe Gospodarstwa są zobligowane do stosowania zapisów ochrony środowiska wodnego" - zapewniają Wody Polskie.