Koncern Royal Dutch Shell zgodził się zapłacić Nigeryjczykom 45,9 miliardów nairów - równowartość ponad 111 milionów dolarów - i zakończyć w ten sposób ciągnącą się od wielu lat sprawę dotyczącą wycieku ropy naftowej. Poinformował o tym rzecznik nigeryjskiego przedstawicielstwa holendersko-brytyjskiej firmy.
Pieniądze trafią do lokalnej społeczności Ejama-Ebubu i mają być "pełnym i ostatecznym rozstrzygnięciem sporu". Sprawa ciągnie się od wielu lat. W 2010 roku poszkodowanym przyznano 17 miliardów nairów, Shell się odwołał do Sądu Najwyższego Nigerii, ale w listopadzie ubiegłego roku to odwołanie zostało odrzucone.
Firma od początku podkreślała - i powtórzyła to w środowym komunikacie - że nie jest winna wycieku, a spowodowała go "strona trzecia". Miało to miejsce w czasie wojny domowej w Nigerii, zwanej wojną biafrańską, która toczyła się w latach 1967-1970 (w efekcie zbrojnej rebelii powstało wtedy uznane tylko przez kilka krajów państwo Biafra, upadło po trzech latach; wcześniej rząd nigeryjski nałożył na nie embargo ekonomiczne, które było główną przyczyną klęski głodu; w wyniku wojny domowej zmarło według szacunków około miliona osób, przede wszystkim z głodu właśnie). Shell twierdzi też, że nigdy nie dostał szansy na odpowiednią obronę.
To nie jedyny tego typu spór. Shell w styczniu tego roku przegrał już sprawę dotyczącą wycieków w Delcie Nigru, do których doszło w latach 2004-2007 i został zobowiązany przez, holenderski tym razem, sąd do zapłaty odszkodowania trzem lokalnym rolnikom. Sprawę założyło czterech nigeryjskich farmerów w 2008 roku, ale trwała tak długo, że dwóch z nich już zmarło - podaje "The Guardian". W przypadku tego wycieku Shell argumentował, że jego przyczyną były akty "sabotażu".