Rozmowa jest częścią cyklu Gazeta.pl na Antarktydzie. Popłynęliśmy tam, żeby opowiedzieć o zmianach zachodzącym w miejscu, od którego zależy przyszłość naszej planety. Naszymi przewodnikami są żeglarze, którzy odwiedzają Antarktydę regularnie od kilkunastu lat. Partnerami wyjazdu są Selma Expeditions oraz Wydawnictwo Otwarte.
Mikołaj Golachowski to biolog, ekolog, doktor nauk przyrodniczych, polarnik, pisarz. Kilka miesięcy w roku spędza w okolicach podbiegunowych. Jako przewodnik turystyczny regularnie odwiedza Antarktykę Zachodnią i wyspy subantarktyczne. Napisał książki: "Pupy, ogonki i kuperki" (Babaryba, 2014), "Gęby, dzioby i nochale" (Babaryba, 2016), "Czochrałem antarktycznego słonia" (Marginesy, 2016) oraz "Darwin. Opowieść o naszej wielkiej rodzinie" (Egmont, 2020).
To druga część rozmowy z Mikołajem Golachowskim. Pierwszą znajdziesz tutaj.
Mikołaj Golachowski: Gdybym zajmował się nimi naukowo, to pewnie mógłbym coś stwierdzić i to udowodnić, a tak mogę podzielić się tylko własnymi anegdotycznymi obserwacjami i wynikami badań, które znam.
Lodowiec Ekologii, stojący tuż obok polskiej stacji, przez te 20 lat cofnął się o kilometr. Przy tej okazji chciałbym przypomnieć, że lodowce tak naprawdę nigdy się nie cofają, bo one zawsze płyną do przodu. Powinienem więc powiedzieć, że lodowiec się skurczył, bo od jego czoła więcej odpada, niż narasta.
Ale taka anegdota o niczym nie świadczy. To, że klimat się ociepla, a lodowce kurczą, wiemy dzięki długim, systematycznym badaniom.
Na znajdującej się 6 km od Arctowskiego amerykańskiej stacji Copacabana od dawna bada się pingwiny. Wnioski są wyraźne, sam zauważam to, o czym piszą w raportach - niektóre populacje pingwinów wyraźnie maleją.
Chodzi o pingwiny maskowe i pingwiny Adeli, czyli specjalistów od kryla.
Antarktyda fot. Mikołaj Golachowski
Tak jak w życiu, jesteś specjalistą, jeżeli naprawdę dobrze robisz jedną rzecz. Gepard jest doskonałym łapaczem gazeli na otwartej sawannie. Ale w momencie, kiedy na tej sawannie zaczynają wyrastać krzaki, to gepard ma problem. Jeśli w nie wpadnie, to porani sobie oczy. Specjaliści świetnie radzą sobie w środowisku, które się nie zmienia.
Są też generaliści. Lis poradzi sobie w każdej sytuacji, jest w stanie przeżyć w zasadzie wszędzie, zjeść cokolwiek i będzie mu dobrze.
Adelki i pingwiny maskowe są dosyć drobne, potrzebują lodu i kryla. To specjaliści. Generalistami są natomiast pingwiny białobrewe. To lisy w pingwinim świecie, gniazdują i na Falklandach, i na Półwyspie Antarktycznym, radzą sobie dobrze w różnych temperaturach. Ich dieta nie opiera się wyłącznie na krylu. Polują też na różne małe rybki.
Z badań pingwinów wyraźnie wynika, że adelek i maskowych jest mniej, a białobrewych coraz więcej.
Tak. Gdy robi się cieplej, to ubywa lodu, a kryl potrzebuje lodu do przetrwania. Ciekawym wynikiem ocieplania klimatu jest też obserwacja, że im jest cieplej, tym pingwiniętom jest zimniej.
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu w okolicach Półwyspu Antarktycznego w lecie prawie nigdy nie padał deszcz. Sypał za to śnieg, a na to pisklaki są doskonale przystosowane, bo mają bardzo gęsty puch. Śnieg go oblepia i zapewnia dodatkową izolację. Kiedy pingwin ma już dość, po prostu się otrzepuje.
Natomiast teraz w ciągu lata w okolicach Półwyspu Antarktycznego bardzo często pada deszcz. Puch pingwiniątka przemaka. Im cieplej, tym więcej deszczu. Pisklaki są przemoczone, marzną i umierają.
Mają też coraz więcej pasożytów. W uszach pingwinów żyje pewien gatunek kleszcza, który w ujemnych temperaturach nie jest aktywny. Ale kiedy robi się powyżej zera, pasożyt się budzi i dokucza pingwinom.
Rośnie kwasowość oceanów, a kryl gorzej radzi sobie w zakwaszonej wodzie. W ogóle wielu kręgowcom to przeszkadza w bardzo konkretny sposób, bo ich pancerzyki rozpuszczają się w kwaśnym środowisku.
Należy jeszcze dodać, że kryl jest najważniejszym zwierzęciem na całej Antarktydzie. Wszyscy, którzy tam żyją, zjadają kryla albo kogoś, kto zjada kryla. Jeżeli więc mogę mieć do czytelników prośbę, to proszę: nie kupujcie produktów z kryla. Wiem, że są w Polsce dostępne jako suplementy diety, ale nie kupujcie ich, bo są na świecie inne zwierzęta, które potrzebują go o wiele bardziej niż wy.
Trudno coś udowodnić, ale parę lat temu w pobliżu wyspy Cuverville poławiały go dwa trałowce. Tam też znajduje się jedna z największych kolonii pingwinów białobrewych. Trałowce poławiały kryla legalnie, ok. 1 km od tej kolonii. Robiły to przez cały sezon. Później od naukowców badających pingwiny dowiedziałem się, że w tym konkretnym roku praktycznie żadne z piskląt tych pingwinów nie przeżyło. I oczywiście, naukowo tego nie udowodnimy, ale wydaje mi się dosyć jasne, dlaczego tak się stało.
Antarktyda fot. Mikołaj Golachowski
Coraz więcej jest wielorybów. W XX wieku w Antarktyce człowiek zabił prawie trzy miliony z nich. Z płetwali błękitnych przetrwał jeden na tysiąc. Ale teraz, jak im odpuściliśmy, to z roku na rok robi się ich więcej. Jeszcze w latach 70. światową populację humbaków szacowano na ok. 500 osobników, a teraz ich kilka tysięcy. To są bardzo pozytywne zmiany.
Jest też coś ciekawego w ich zachowaniu. To długowieczne zwierzęta, żyją po 80 lat i więcej, a taki wieloryb grenlandzki może i 200 lat. Wiemy o tym, bo Innuici złowili osobnika, który w ciele miał koniuszek harpuna z lat 70. XIX wieku. Prawdopodobnie nikt by na niego nie polował, gdyby był cielakiem, zakładamy więc, że był już wtedy dorosły. Wieloryby to najstarsze znane ssaki, bo nie kręgowce - rekin grenlandzki potrafi żyć nawet i 500 lat.
To wszystko oznacza, że wiele z wielorybów pamięta wielką rzeź w XX wieku. Pamięta, że ktoś zabił ich matkę, córkę, koleżankę, a mimo to nie krzywdzi człowieka i się go nie boi. Tak jakby zapomniały, przebaczyły.
Zdumiało mnie ostatnie odkrycie gigantycznej kolonii ryb białokrwistych pod lodami morza Weddella. Odkryto 60 mln gniazd, to największe podwodne miasto świata. Niewiarygodne.
Bardzo ciekawe są też badania zamarzniętych jezior na Antarktydzie. Mam koleżankę z Brazylii, która badała je w okolicy amerykańskiej stacji McMurdo. Nie były wyjątkowo stare, miały po 7 tys. lat i kilkadziesiąt metrów głębokości, ale najfajniejsze w nich jest to, że to ekosystemy zamknięte od długiego czasu. A ich życie odpiera się na podtlenku azotu.
Uwielbiam wizję, że w tych jeziorach zamknięte są od 7 tysięcy lat malutkie żyjątka, nieustannie nawalone tym gazem. To jest super ciekawe, jakie życie znajdziemy w jeszcze starszych jeziorach.
Pasjonujące są badania krabów królewskich. Ich inwazja trwa od 15 lat. Krabom dobrze się żyje w chłodnych wodach wokół Patagonii, ale Antarktyda była dla nich dotąd za zimna. Z niską temperaturą nie radził sobie ich układ nerwowy i zachowywały się, jakby były pijane.
A dziś wokół Półwyspu Antarktycznego żyje ich naprawdę dużo. To problem, bo kraby są drapieżnikami kruszącymi. Wszystkie bezkręgowce żyjące na Antarktydzie są świetnie dostosowane do mrozu, długiej ciemności, ale nigdy nie znały drapieżnika, który próbowałby je skruszyć szczypcami. W związku z tym mają cieńsze pancerze niż ich krewniacy z bardziej umiarkowanych klimatów. I dla tych krabów to jest szwedzki stół.
Nie mamy pojęcia. Dopiero zaczęliśmy badania.
To kolejna wyprawa Gazeta.pl w odległe, ale ważne dla przyszłości Ziemi miejsce - kilka miesięcy temu z polskiej bazy na Spitsbergenie o zmianach klimatu opowiadała Maria Mazurek.