Parlament Europejski na początku czerwca przegłosował plan obcięcia emisji dwutlenku węgla z samochodów osobowych i dostawczych o 100 proc. do 2035 roku. W praktyce oznacza to przestawienie motoryzacji na auta bezemisyjne i koniec sprzedaży samochodów z silnikiem spalinowym za 13 lat. PE zakłada, że do roku 2030 cel redukcji emisji zostanie ustalony na poziomie 55 proc. dla samochodów osobowych i 50 proc. dla samochodów dostawczych.
KE argumentuje, że koniec produkcji samochodów spalinowych to krok konieczny na drodze do osiągnięcia neutralności klimatycznej przed połową stulecia. Według unijnych urzędników, jeśli nie zetniemy emisji we wszystkich sektorach do zera przed 2050 rokiem, stracimy szansę na zatrzymanie wywołanych przez człowieka zmian klimatu na umiarkowanie bezpiecznym poziomie. Mimo to Niemcy już zapowiedzieli, że nie zamierzają wprowadzać zmian zaproponowanych przez Komisję Europejską.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.
"Nisze dla silników spalinowych nadal będą istniały, więc zakaz jest błędem. Rząd niemiecki nie zgodzi się na to europejskie ustawodawstwo" - powiedział minister finansów z ramienia FDP Christian Lindner, cytowany przez Agencję Reutera, na imprezie zorganizowanej przez niemieckie stowarzyszenie branżowe BDI
Polityk nawiązywał prawdopodobnie do udzielenia przez PE zgody na wydłużenie o rok możliwości produkcji aut z silnikami spalinowymi włoskim producentom takich luksusowych marek samochodów, jak Ferrari, Bugatti i Lamborghini. Przedsiębiorców tych nie obowiązywałby również pośredni cel w roku 2030.
Więcej informacji z gospodarki i świata przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Lindner, oprócz deklaracji, że Niemcy nie będą chciały zgodzić się na unijne prawo redukujące emisję CO2, zapowiedział, że pozostaną liderem na rynku pojazdów elektrycznych.