530 km wzdłuż Odry. Wspomnienie sprzed roku: Śmierć wisiała w powietrzu

Dominik Szczepański
Klimat się zmienia. Odczuwają to winiarze, których na dolnośląskim i lubuskim odcinku Odry nie brakuje. - Robi się nam klimat jak w Niemczech. Zmiany są bardzo szybkie - mówią. Spotkani nad rzeką ludzie wspominają też zeszłoroczną katastrofę ekologiczną.

- Śmierć wisiała w powietrzu, powietrze stało, wszystkie zwierzęta nagle zniknęły - mówi Tomasz Włoch, który nad Odrą w Cigacicach prowadzi kultową restaurację Przystań Tu. Jego brat, Piotr, buduje galary - tradycyjne drewniane łodzie, które pływały kiedyś Odrą. Od wielu lat obaj angażują się to, aby nad rzekę wrócili ludzie, którzy kiedyś uwielbiali nad nią spędzać czas. - W sezonie mieliśmy w weekend po 500 osób, ale po tym, co wydarzyło się w sierpniu zeszłego roku, przez cztery tygodnie prawie nikt do nas nie przychodził. Wydawało się, że będziemy musieli zamknąć biznes - dodaje Włoch.

Odwiedziliśmy go na koniec trzeciego tygodnia marszu wzdłuż Odry. Idziemy obok rzeki, a czasem nią płyniemy, razem z podróżnikiem Mateuszem Waligórą i fotografką Karoliną Krasińską. Przy okazji słuchamy opowieści ludzi, którzy mieszkają nad Odrą. 

Tydzień rozpoczął się od deszczu. Wcześniej nie padało od wielu dni. Dzięki burzy zieleń rezerwatu przyrody "Zwierzyniec" wybuchła. Wysokie dęby szypułkowe przeglądały się w kałużach, a gdzieś wysoko w ich koronach pracował dzięcioł. Pod Oławą zachowały się lasy o cechach pierwotnych, a w okolicy można spotkać w zasadzie wszystko, co najciekawsze na tych terenach. W sumie w "Zwierzyńcu" naliczono ok. 190 gatunków roślin.

Wkroczenie w przyrodę rezerwatu było odmianą po monotonnym krajobrazie, który przemierzaliśmy w trakcie wędrówki przez Śląsk. Odra jest tam oddalona od miasteczek, brakuje nad nią logicznych ścieżek, pola uprawne stanowią bufor między ludźmi a rzeką.

Zobacz wideo Specustawa nie rozwiązuje żadnych problemów Odry

Na Dolnym Śląsku przy Odrze widać wielką historię. Zobaczyliśmy ją w opactwie cystersów w Lubiążu. To drugi co do wielkości obiekt sakralny na świecie. Większy jest tylko kompleks Eskurial w Hiszpanii. Same dachy opactwa mają 2,5 hektara. Fasada jest najdłuższa w Europie i liczy 223 metry. W środku znajduje się 365 pokoi. Okien jest 600. A w podziemiach leży 98 mumii opatów. Największą atrakcją tego miejsca jest Sala Książęca. Pomieszczenie jest ogromne, ma prawie 14 metrów wysokości. Na ścianach znajdują się rzeźby wrocławskiego mistrza Józefa Mangoldta i malowidła ścienne Christiana Bentuma. Salę Książęcą uważa się za jeden z najwybitniejszych zabytków śląskiego baroku. Odbywają się w niej wybrane koncerty corocznego Międzynarodowego Festiwalu Wratislavia Cantans.

Wysuszone łęgi. Zmiany w winiarstwie

Potem droga poprowadziła nas o Ścinawy. To kraina łęgów odrzańskich, ostatnie takie lasy w Europie, wielki rezerwat bioróżnorodności, niegdyś planowano ustanowić tu park narodowy. -  Są tu takie miejsca na rzece, w których zimą, jak z zegarkiem, lądują setki łabędzi, tysiące żurawi, jeszcze większe stada gęsi. Ważny spot wielkiej ptasiej migracji - tłumaczył nam Michał Zygmunt, muzyk związany z Odrą. - Łęgi niestety wysychają. Kiedyś były zalewane przez rzekę zwykle dwa razy w roku. Ostatni wylew miał miejsce cztery lub pięć lat temu - dodał Zygmunt.

O zmianach klimatu zachodzących na Dolnym Śląsku opowiedział nam właściciel Winnicy Jakubów, Michał Pajdosz. - Mój ojciec, który zakładał tę winnicę, musiał radzić sobie z wysoką kwasowością. Ja martwię się przejrzałością gron. Robi się gorąco. Zmiany klimatyczne mocno przyspieszyły. Byłem kiedyś we Francji na wykładzie profesorów, którzy zajmują się wyłącznie oceną warunków, w których rosną winogrona. Od 60 lat uzupełniają mapę w oparciu w dane z setek stacji pogodowych. Na tej mapie widać wielką, czerwoną falę zalewającą Europę. Wnętrze Hiszpanii całkiem wyschło, rzeki we Włoszech przestają płynąć - tłumaczył Pajdosz.

I dodał: - Jeśli chodzi o wino, to wiele wskazuje, że niedługo Francja będzie miała takie warunki jak Hiszpania, Niemcy jak Francja, a my jak Niemcy.

Koncerty w nurcie rzeki

- Zdarzało się, że rzeka miała koło nas 60 centymetrów głębokości. Postanowiliśmy to wykorzystać, pokazać, że da się do niej wejść i ściągnąć nad nią ludzi - opowiadał Tomasz Włoch, prowadzący w Cigacicach restaurację Przytań Tu. - Propagowaliśmy historię powrotu nad Odrę. Przed wojną była tutaj miejska plaża, przychodzono na nią aż z Zielonej Góry, przyjeżdżano końmi. Żeby pokazać ludziom rzekę, jakoś ją odczarować, zorganizowaliśmy wiele koncertów. Były i takie, na które przyjechało po 40 muzyków z Wrocławia czy Poznania. Improwizowali na zadany temat. Np. "rzeka" albo "trzciny". Nadeszła taka edycja, że muzycy - łącznie z kontrabasistą - po prostu weszli do rzeki. Ludzie stali dookoła, a ci grali w nurcie.

Włoch dodaje, że przez ostatnie lata próbuje walczyć z pomysłami regulacji Odry. - Jeśli Wody Polskie przegrodzą ją śluzami, to przyroda zginie. Naszym pomysłem na walkę o rzekę - oprócz protestów - jest pokazywanie jej, komu tylko się da. Odra ma ogromną siłę przyciągania w sobie. Ludzie sami nie rozumieją, jak to się dzieje, że zaczynają czuć się nad nią lepiej. Rzeka bardzo szybko człowieka uspokaja. Ale żeby to poczuć, trzeba na nią spędzić trochę czasu. Tragedią jest fakt, że rok temu zginęło mnóstwo skorupiaków, w tym ok. 90 proc. szczeżui, które czyszczą rzekę. Najpierw płynął nią azot, potem sól. Dla mnie skończyło się to wizytą w szpitalu - opowiada Włoch.

Sytuację nad Odrą tak podsumował mężczyzna, którego spotkaliśmy przy starym zakolu niedaleko wsi Bobrowniki. - To, co się stało, jest bardzo proste. Jeśli wlejesz do szklanki wodę i codziennie będzie słodził po dwie łyżki, to będzie do zniesienia. Ale niech spróbuj odlać połowę, a cukru wsypać tyle samo. Zakłady i instytucje mają ważne pozwolenia wodno-prawne na zrzuty. Te pozwolenia się nie zmieniają, choć wody w rzece jest coraz mniej.

Więcej o: