Od lat załogowe misje w kosmos odbywają się dzięki Rosjanom. Astronautów z całego świata wynoszą w przestrzeń Sojuzy startujące z kosmodromu Bajkonur w Kazachstanie. Kosmodrom ten to swego rodzaju rosyjska enklawa, Moskwa płaci władzom w Astanie przynajmniej 115 milionów dolarów rocznie za dzierżawę tego terenu. Oba kraje spierają się o zarządzanie nim, Rosja próbuje przenieść część działań na własne terytorium, ale jak na razie wiele się nie zmienia.
Amerykanie robią właśnie pierwszy duży krok do uniezależnienia się od Rosjan. Szykowali się do niego od lat, a NASA podała właśnie oficjalny termin: 27 maja dwóch astronautów poleci na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) z terenu USA, a dokładnie z centrum kosmicznego im. J.F. Kennedy'ego na Florydzie. To będzie pierwszy taki start od 2011 roku, kiedy USA zakończyły program wahadłowców.
Tę nową erę rozpoczną Robert Behnken i Douglas Hurley, którzy w statku kosmicznym Dragon zostaną wyniesieni w kosmos przez rakietę Falcon 9. Zarówno statek jak i rakieta powstały w należącej do miliardera Elona Muska prywatnej firmie SpaceX. Dostarcza już ona zaopatrzenie na Stację, ale jej celem jest udział w lotach załogowych (nie tylko na ISS, Elon Musk ma ambicję doprowadzić do lotu na Marsa).
Jak podaje NASA, Behnken i Hurley jako pierwsi amerykańscy astronauci będą testować systemy statku kosmicznego na orbicie. Zostali wybrani do tej misji (jej nazwa to Demo-2) ze względu na swoje ogromne doświadczenie jako piloci, brali też udział w lotach wahadłowcami. Nie wiadomo jak na razie, jak długo będą przebywać na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, NASA informuje tylko, że będzie to pobyt "przedłużony".
Stanom Zjednoczonym bardzo zależy na samodzielności jeśli chodzi o loty w kosmos, nie tylko dlatego, że relacje z Rosją nie wyglądają w ostatnich latach zbyt dobrze. Kosmiczny wyścig nabrał tempa parę lat temu, kiedy zaczęły włączać się do niego inne państwa, w tym na dużą skalę Chiny. Amerykanie ogłosili wielki plan powrotu w kosmos, w tym powrotu ludzi na Księżyc do 2024 roku i mierzą jeszcze dalej.
Zmienił się za to model działania takich programów w stosunku do wcześniejszych zasadach odziedziczonych po zimnowojennej rywalizacji. W USA to nie państwo bierze na siebie ciężar rozwoju programów kosmicznych i ich finansowania w całości. W dużej części przerzuca to na firmy prywatne, dając im przy okazji możliwość zarobku. Na razie koszt wysłania jednego amerykańskiego astronauty na ISS rosyjską rakietą to średnio 55,4 mln dolarów. Z terenu USA będzie to znacznie tańsze, szczególnie, że nowe technologie rozwijane przez SpaceX zakładają m.in. wielokrotne wykorzystywanie każdej rakiety.
Nie tylko SpaceX brał w tym udział, NASA dofinansowywała też prace Boeinga. Ten jednak zakończył zimowy test swojego Starlinera niepowodzeniem i to firma Muska wysunęła się na prowadzenie. Misja Demo-2 ma być ostatecznym testem przed powrotem USA do regularnych lotów załogowych własnymi rakietami. Kolejnym etapem rozwoju tego sektora - na który liczą obie wspomniane prywatne firmy - są loty turystyczne.