Masz kilka milionów dolarów? To jesteś potencjalnym klientem. Kosmiczna turystyka startuje na dobre

Półtora miliona złotych za doświadczenie z kategorii tych naprawdę wyjątkowych, które zostaje w pamięci na całe życie. Warto? Na świecie mają być miliony takich, którzy uważają, że tak. Zaczynająca się właśnie na dobre turystyka kosmiczna jest ofertą dla nich. Z czasem ceny mają spadać, więc ci z mniej zasobnym portfelem też mogą mieć nadzieję.

Kosmiczna turystyka dotychczas należała do tej kategorii przedsięwzięć, które są już tuż tuż na wyciągnięcie ręki, ale jakoś ciągle pozostają poza zasięgiem. Projekty zamykano, firmy upadały, terminy były odsuwane w czasie. Wszystko wskazuje jednak na to, że właśnie nadchodzi ten wyczekiwany moment: wielkie otwarcie kosmicznej turystyki.

I nie chodzi tylko o lot Richarda Bransona, a potem Jeffa Bezosa.

Zobacz wideo

Bilety się sprzedają, choć ceny niebagatelne

Jednak nie da się zaprzeczyć, że w tej chwili to ci dwaj miliarderzy przyciągają uwagę świata. Branson ma polecieć na krawędź kosmosu dzisiaj, w niedzielę 11 czerwca, na pokładzie statku VSS Unity swojej firmy Virgin Galactic. Bezos za nieco ponad tydzień na pokładzie kapsuły New Shepard, stworzonej przez jego firmę Blue Origin. Oba loty, o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, mają rozpocząć normalne komercyjne loty z pasażerami.

Virgin Galactic ma już długą kolejkę pasażerów z wykupionymi biletami. Firma oficjalnie nie ujawnia takich danych, ale na samym początku sprzedaży niemal dekadę temu podawano, że jest ich ponad 600. Cenę biletu podawano najpierw jako 200 tysięcy, a potem 250 tysięcy dolarów. Po 2013 roku zaprzestano jednak chwalenia się takim informacjami wraz z nieustannie rosnącymi opóźnieniami programu. Dzisiaj oficjalnie wiadomo tyle, że po rozpoczęciu lotów ceny zostaną podwyższone. Jak wyliczono z dokumentów ujawnionych w 2020 roku przy okazji debiutu giełdowego firmy, obecnie zakłada ona cenę około 400 tysięcy dolarów za bilet. Tyle ma wynikać z zakładanego rocznego dochodu jednego kosmodromu, który ma wynosić miliard dolarów.

Jednego kosmodromu, ponieważ ma być ich więcej niż ten jeden obecny na pustyni Mojave w USA. Planowane jest kilka innych lokalizacji rozrzuconych na całym świecie. Ambitne plany mówią o 400 lotach rocznie z jednej lokalizacji. Oznacza to tysiące pasażerów i całą flotę pojazdów rakietowych. Firma twierdzi, że deklarowana skala zainteresowania lotami jest tak duża, że pozwala im snuć takie wizje.

Plany firmy Bezosa są jeszcze bardziej mgliste. Nie ujawniono dotychczas żadnych informacji w rodzaju zakładanej ceny biletu czy częstotliwości lotów. Miejsce w kapsule obok Bezosa, podczas inauguracyjnego lotu New Sheparda, sprzedano na aukcji za 28 milionów dolarów. Normalne bilety prawdopodobnie będą jednak kosztować podobnie jak te od Virgin Galactic, gdzieś w okolicach 500 tysięcy dolarów.

Profil lotu statkiem Virgin GalacticProfil lotu statkiem Virgin Galactic Fot. Virgin Galactic/Gazeta.pl

Potencjał ma być miliardowy

Według analiz banków i firm inwestycyjnych, pomimo takich cen zainteresowanie kosmiczną turystyką jest duże. Co za tym idzie, duży jest jej potencjał rozwoju. W 2020 roku swoje raporty na ten temat opublikowały banki inwestycyjne Cowen i UBS. Według badań tego pierwszego, 39 procent osób z majątkiem przekraczającym pięć milionów dolarów, jest gotowa już teraz zapłacić co najmniej 250 tysięcy dolarów za bilet na lot w kosmos. Ile faktycznie to zrobi, to już inna sprawa. Jednak według analityków banku, problemem nie będzie popyt, ale podaż. Virgin Galactic i Blue Origin najpewniej nie będą w stanie obsłużyć wszystkich chętnych, co będzie skutkowało kolejkami i być może kolejnymi wzrostami cen.

Według raportu UBS, do 2030 roku rynek kosmicznej turystyki osiągnie wartość trzech miliardów dolarów rocznie. Zdecydowaną większość pieniędzy będą przynosić loty suborbitalne, czyli krótkie skoki na krawędź kosmosu w rodzaju tych oferowanych przez Virgin Galactic i Blue Origin. W 2020 roku bank zapytał sześć tysięcy osób ze znacznymi majątkami, czy są zainteresowane ofertą konkretnie Virgin Galactic. 20 procent miało odpowiedzieć, że prawdopodobnie kupią bilet w ciągu roku od rozpoczęcia normalnych lotów. Przy założeniu minięcia "kilku lat bezpiecznych lotów", ta wartość miała wzrosnąć do 35 procent.

Jeden z dyrektorów Virgin Galactic, George Whitesides, twierdził w 2019 roku, że perspektywa jest naprawdę obiecująca. Lot w kosmos określił jako luksusową rozrywkę, na którą ogólnie szybko rośnie zapotrzebowanie. Wobec tego też spodziewa się raczej problemów z podażą, a nie popytem. - Jesteśmy zdania, że na świecie jest około dwóch milionów ludzi, którzy mogą chcieć doświadczyć czegoś takiego przy obecnym poziomie cen. Kiedy z czasem będziemy w stanie je obniżyć, to ten rynek eksploduje do dziesiątek milionów potencjalnych pasażerów - twierdził Whitesides.

Wnętrze statku NewShepard firmy Blue OriginWnętrze statku NewShepard firmy Blue Origin Fot. Michael Craft Photography/Blue Origin

Ambitniejsze loty za znacznie poważniejsze pieniądze

Blue Origin i Virgin Galactic to jednak niecała kosmiczna turystyka. To tylko jej najprostsza i najtańsza domena, czyli loty suborbitalne. Czyli takie, które są jedynie krótkim skokiem na krawędź kosmosu, podczas którego można doświadczyć kilku minut nieważkości i nieziemskich widoków. Zupełnie czym innym są loty orbitalne, czyli pełnoprawne znalezienie się w kosmosie i okrążanie Ziemi przez godziny, dni czy nawet tygodnie. Taka turystyka też właśnie teraz zaczyna się na dobre.

Dotychczas na orbitę poleciało tylko siedmiu turystów, przy czym jeden dwa razy. Wszyscy płacili około 20-30 milionów dolarów za lot na Międzynarodową Stację Kosmiczną (ISS) rosyjskimi statkami Sojuz. Zabierali się na doczepkę, kiedy akurat było wolne miejsce w grafiku państwowych agencji kosmicznych. Przeżycie nieziemskie, ale jednak nie była to pełnoprawna turystyka, bo całe misje były skrojone pod sztywne reguły agencji rządowych. Co więcej, wraz z wycofaniem wahadłowców NASA w 2011 roku i ograniczeniem lotów załogowych tylko do sojuzów, szansa na wolne miejsce spadła do zera.

Teraz historia orbitalnych lotów turystycznych odżywa i tym razem raczej już na dobre. W skali dotychczas nieznanej. Dzieje się tak za sprawą amerykańskiego programu stworzenia komercyjnych statków kosmicznych służących do transportu ludzi na ISS. Crew Dragon firmy SpaceX już zaczął służbę i wozi zawodowych astronautów. Zaczęto też przygotowania do lotów turystycznych. Na przełomie 2021 i 2022 roku ma się odbyć pierwszy, organizowany przez firmę Axiom. Czterej turyści spędzą w kosmosie i na pokładzie ISS osiem dni. Jeden bilet kosztował 55 milionów dolarów. Trzy kolejne loty są już zaplanowane na lata 2023-24.

Loty w kapsułach Crew Dragon organizuje też firma SpaceAdventures, która odpowiadała za loty na pokładach sojuzów. Pierwszy lot czterech turystów ma się odbyć na przełomie 2021 i 2022 roku. Będzie trwał do pięciu dni i nie przewiduje dokowania do ISS. Kapsuła będzie samotnie krążyła wokół Ziemi. Cena biletów nie jest znana, ale można się spodziewać, że jest porównywalna do tej oferowanej przez Axiom.

Co więcej, firma Axiom widzi takie zainteresowanie na turystykę orbitalną, że jest w trakcie prac nad swoimi modułami do ISS. Współpracuje przy tym z NASA. Agencja udzieliła firmie kontraktu na 140 milionów dolarów na zbudowanie pierwszego modułu, który ma służyć też celom badawczym. Ma trafić w kosmos w połowie dekady. Axiom twierdzi, że sama na swój koszt zbuduje dwa kolejne, dzięki czemu powstanie nowa samowystarczalna część ISS. Namiastka pierwszego kosmicznego hotelu. Kiedy już ISS najpewniej zostanie wycofana z użycia gdzieś pod koniec tej dekady, to część Axiom ma zostać odłączona i pozostać na orbicie samodzielnie.

Statek VSS Unity firmy Virgin GalacticStatek VSS Unity firmy Virgin Galactic Fot. Virgin Galactic/Gazeta.pl

Lot na własne ryzyko

To tylko część firm z ambicjami rozwinięcia żagli w kosmicznej turystyce. Te są jednak najbliżej przekucia ambicji na coś realnego. Jednak jeśli Virgin Galactic i Blue Origin przetrą szlak i rzeczywiście popyt będzie przewyższał podaż, to na pewno kolejni będą próbowali pójść w tym samym kierunku. Nie jest to jednak łatwe. Jak pokazują losy wielu firm, które nie wyszły poza etap projektowania, czy wieloletnie opóźnienia w pracach liderów. Kosmos jest trudny do zdobycia i niebezpieczny.

Drażliwą kwestią jest zwłaszcza to drugie, czyli bezpieczeństwo. Podczas prac rozwojowych Virgin Galactic doszło do katastrofy jednego ze statków i śmierci jednego z pilotów. Państwowi śledczy uznali, że winne było ich niedostateczne wyszkolenie i nie dość dobrze przemyślane zabezpieczenia. Nie istnieją jednak przepisy i procedury, takie jak na przykład w klasycznym lotnictwie, których celem byłoby dbanie o bezpieczeństwo pasażerów. FAA, czyli Federalna Administracja Awiacji, ma jedynie wpływ na organizację lotów i dba o bezpieczeństwo ludzi na Ziemi pod nimi. Nie udziela certyfikatów na lot w kosmos, nie weryfikuje bezpieczeństwa samych statków i nie zapewnia pasażerów, że cała ta wycieczka jest bezpieczna. Na razie nie ma odpowiednich przepisów i procedur. Kongres postanowił, że co najmniej do 2023 roku nie będą one ustanawiane. Ma to być czas na "naukę" dla firm kosmicznych, zanim zostaną spętane i ograniczone rządowymi regulacjami.

Wobec tego na razie pasażerowie Blue Origin i Virgin Galactic mają przed lotem podpisywać oświadczenia, że zdają sobie sprawę z ryzyka. Obie firmy zapewniają, że bezpieczeństwo jest ich priorytetem, ale w takich lotach trudno je zagwarantować.

Zobacz wideo
Więcej o: