Kilka dni temu pisaliśmy o rozstrzygnięciu sporu dotyczącego samochodów Google, które zbierając dane do usługi Street View pozwalały też sobie "zasysać" z niezabezpieczonych sieci wszelkie możliwe do pobrania dane (hasła, e-maile itp).
Amerykańska Federalna Komisja Łączności uznała, że Google można jedynie ukarać za utrudnianie śledztwa, podobny proces może jednak ruszyć w Europie. Instytucje odpowiedzialne za ochronę danych bardzo się bowiem zirytowały z powodu kłamstw giganta Internetu.
Johannes Caspar z Hamburg Data Protection Authority nie przebiera w słowach:
"Powiedziano nam, że zbieranie danych było wynikiem pomyłki, teraz jednak mamy pewność, że to nie była żadna pomyłka, a ludzie wewnątrz firmy [Google] wiedzieli, że dane są zbierane. To stawia wszystko w zupełnie innym świetle".
Podwałdny pana Caspara, Ulrich Kühn, dodaje:
"Google przyznaje się jedynie do tego, do czego zmuszają go niepodważalne dowody".
Sprawę drąży też Jacob Kohlstamm, przewodniczący Dutch Data Protection Authority.
"Peter Fleischer, doradca Google, w ustnym i pisemnym oświadczeniu zapewniał, że cała sprawa to głupi błąd jednego człowieka pracującego dla Google. Najwidoczniej nie była to jednak żadna pomyłka".
Rzecznik Google próbuje zamieść sprawę pod dywan:
"Zgadzamy się z konkluzją Amerykańskiej Federalnej Komisji Łączności - nie złamaliśmy prawa i chcielibyśmy teraz traktować sprawę jako zamkniętą".
Nie będzie to takie proste. Europejskie instytucje związane z ochroną danych z Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francjii chcą przyjrzeć się amerykańskiemu wyrokowi i zdecydować jakie kroki prawne podjąć. Czy w Europie Google również się "upiecze"? Przekonamy się.
[ za digitaltrends.com ]