Na pomysł otwarcia w angielskim mieście sklepu do złudzenia przypominającego placówki znanej sieci wpadł polski emigrant Grzegorz Matuszewski. - Moja żona i ja zdecydowaliśmy się na emigrację ze względu na złą sytuację gospodarczą w Polsce. Pracowałem 12 godzin dziennie i zarabiałem bardzo mało, stwierdziliśmy więc, że musimy wyjechać - powiedział cytowany przez portal Gloucester Citizen .
Matuszewski przyznał, że zauważył niszę na lokalnym rynku, postanowił więc otworzyć polski sklep. Znalazł w mieście pusty lokal i w marcu tego roku pierwsi klienci odwiedzili Biedronki. W sklepie kupić można tradycyjne polskie mięso, wędliny, pieczywo czy słodycze, a także alkohol.
Interes idzie podobno tak dobrze, że jego właściciel już myśli o kolejnym lokalu. We wrześniu planuje otworzyć drugi sklep w pobliskim mieście Stroud, myśli też o następnych lokalizacjach.
Ostatnio nad sklepem Polaka zawisły jednak czarne chmury. Okazało się, że nie każdemu mieszkańcowi Gloucester odpowiada jaskrawożółty kolor ścian budynku. Jak donosi Gloucester Citizen, wielu z nich jest "oburzonych i zszokowanych". Radny miasta Sajid Patel przyznał, że otrzymał wiele skarg od osób, które uważają kolor fasady za zdecydowanie zbyt jasny. Właściciel sklepu nie chciał komentować niepokoju w miasteczku, wywołanego przez wybrany przez niego kolor ścian.
Spytaliśmy firmę Jeronimo Martins, właściciela sieci Biedronka, czy wie o istnieniu w Gloucester sklepu do złudzenia przypominającego ich placówki. "Nie prowadzimy działalności poza granicami Polski i tym samym nie posiadamy swoich placówek handlowych w Wielkiej Brytanii. Zaznaczamy, że odnotowane przez nas przypadki wykorzystania identyfikacji wizualnej sieci Biedronka są każdorazowo przedmiotem analiz działu prawnego naszej firmy. W razie stwierdzenia nieuprawnionego i szkodliwego używania znaków graficznych powiązanych z naszą firmą, podejmujemy stosowne kroki" - poinformowało nas biuro prasowe spółki.
Chcesz wiedzieć szybciej? Polub nas