Specjalna „frankowa” podkomisja przy sejmowej komisji finansów publicznych została powołana w styczniu. Zasiada w niej 9 osób – co ciekawe, trzy z nich same mają kredyty we frankach. To reprezentujący Prawo i Sprawiedliwość przewodniczący komisji Jacek Sasin oraz sprawozdawczyni Ewa Szymańska, a także Michał Jaros z .Nowoczesnej.
W środę grono miało swoje pierwsze posiedzenie. Celem posłów jest rozpatrzenie trzech projektów ustaw dotyczących kredytów walutowych. Pierwszy z nich to projekt autorstwa Kancelarii Prezydenta, który dotyka wyłącznie kwestii spreadów walutowych, czyli stosowania kursów franka odbiegających od rynkowych do przeliczania kwoty kredytów czy ich rat. Nie zakłada natomiast żadnego mechanizmu przewalutowywania kredytów.
To inaczej niż dwa pozostałe projekty na stole – złożone przez Platformę Obywatelską i klub Kukiz’15. Najdalej idzie projekt Kukiz’15, który zakłada traktowanie kredytów frankowych tak, jakby od samego początku franka w nich w ogóle nie było. Pomysł Platformy to umorzenie frankowiczom połowy „narzutu walutowego” – czyli różnicy między ich aktualnym zadłużeniem w przeliczeniu na złote a teoretycznym zadłużeniem, gdyby kredyt od razu był złotowy (druga połowa „narzutu” byłaby spłacana przez kredytobiorców na preferencyjnych warunkach).
Przewodniczący podkomisji Jacek Sasin jest za tym, żeby dalszy bieg nadać projektowi prezydenckiemu. Z drugiej strony, nie wyklucza, że jakieś elementy z projektów zgłoszonych przez posłów Kukiz '15 i PO też można by do rozwiązania „zaczerpnąć”.
Ale z Ministerstwa Finansów płynie jasny przekaz, czego życzy sobie resort. - W naszej ocenie, spośród tych trzech projektów, akceptowalnym do dalszych prac jest projekt pana prezydenta. Ten projekt jest najbardziej korzystny i najbardziej przyjazny stabilności finansowej państwa – powiedział w środę przed podkomisją Piotr Nowak, wiceminister finansów. - Natomiast w przypadku dwóch pozostałych projektów bylibyśmy przeciwni kontynuowaniu prac – dodał Nowak.
W podobnym tonie w piątkowych "Sygnałach Dnia" w radiowej Jedynce wypowiedział się lider PiS, Jarosław Kaczyński. Zapowiedział, że działania, które mogłyby doprowadzić do zachwiania systemu bankowego byłyby „strasznym ciosem we wszystkich obywateli”. - Tego w żadnym wypadku odpowiedzialny rząd nie może zrobić – komentuje Kaczyński.
Co więcej, miesiąc temu, po swoim styczniowym posiedzeniu, Komitet Stabilności Finansowej (w jego skład wchodzą: Minister Finansów oraz szefowie Narodowego Banku Polskiego, Komisji Nadzoru Finansowego i Bankowego Funduszu Gwarancyjnego) napisał, że "ewentualne inwazyjne rozwiązania prawne skutkujące powszechnym przewalutowaniem walutowych kredytów mieszkaniowych, niezależnie od ich ewentualnego kształtu, nie są właściwe”. KSF uznał też, że „ustawowe przewalutowanie kredytów mieszkaniowych mogłoby prowadzić do bardzo istotnych strat w niektórych bankach, w skrajnym przypadku zagrażając stabilności krajowego systemu finansowego”.
Przeciwników ustawowych ostrych kroków mamy więc zarówno w Narodowym Banku Polskim czy Komisji Nadzoru Finansowego, jak i w rządzie. Ba, wydaje się, że także w Kancelarii Prezydenta - przecież stosunkowo subtelna ustawa dotycząca wyłącznie spreadów to już drugie podejście prezydenta Andrzeja Dudy do tej sprawy. On już raz mocno „przejechał” się na frankach - jego poprzedni projekt „frankowy” sprzed około roku zakładał przewalutowanie kredytów po tzw. kursie sprawiedliwym. Idea została bezlitośnie zdeptana m.in. przez Komisję Nadzoru Finansowego, która jej koszty dla banków wyliczyła na niewyobrażalne 67 mld zł.
A to i tak był pomysł delikatniejszy od butnych zapowiedzi z kampanii wyborczej. - Uważam, że te kredyty mogłyby być przewalutowane według kursu, po jakim były brane – mówił przed wyborami Andrzej Duda. Entuzjastycznie o tym pomyśle wypowiadała się wtedy Beata Szydło. Wtedy nie było mowy o zagrożeniu „stabilności finansowej państwa”. To oczywiście dobrze świadczy o obecnej władzy, że jednak bierze takie czynniki pod uwagę, choć szkoda, że nie robiła tego przed wyborami.
To zresztą bardzo ciekawe, choć właściwie niezaskakujące - zawsze najdalej idące obietnice frankowiczom stawia opozycja. Teraz różne mechanizmy przewalutowania proponują PO i Kukiz’15. Kiedyś był to PiS, który mocno „zmiękł” po dojściu do władzy.
Teraz scenariusz jest w miarę jasny – żadnego automatycznego przewalutowania z mocy ustawy nie będzie. Zamiast „drastycznych” metod, nadzór bankowy próbuje na razie przymuszać banki do negocjacji z klientami w sprawie przewalutowywania ich frankowych umów na złote m.in. podwyższając wymogi kapitałowe czy wagi ryzyka dla aktywów frankowych.
Adam Glapiński, prezes NBP, poinformował w środę, że za około dwa tygodnie grupa robocza przy Komitecie Stabilności Finansowej, która nad kredytami frankowymi pochylała się od zeszłego roku, przedstawi swoje propozycje. - One są w tej chwili przygotowywane, to się dokonuje w konsultacji ze Związkiem Banków Polskich, z bankami. Banki z kolei same - te zainteresowane, obciążone tymi hipotekami frankowymi - też się porozumiewają, razem pracują, przygotowują pewne rozwiązania. Banki pójdą mocno, w te rozwiązania i to w znaczący sposób spuści powietrze z całego problemu - powiedział.
W tle jest groźba, że jeśli banki z własnej woli nie zaczną negocjować z klientami, to powróci pomysł regulacji z automatu, ale wydaje się, że ten straszak nigdy nie zostanie ostatecznie użyty.
Zresztą powoli i w sektorze bankowym zaczyna się irytacja na przeciąganie sprawy franków. - Od lat mówimy o rozwiązaniu dla frankowiczów. Dobrze byłby je wreszcie przyjąć. Przynajmniej zniknie jeden z elementów niepewności – mówił niedawno w wywiadzie dla Forbesa Brunon Bartkiewicz, prezes ING Banku Śląskiego. W swoim kwartalnym raporcie bank napisał też rzecz niecodzienną – że przy obecnym kursie franka klienci mogą mieć problemy ze spłatą kredytów, i dokonał odpisu na kwotę prawie 32 mln zł. Inna sprawa, że akurat ING Bank Śląski nie jest mocno „umoczony” we franki, więc jego sprawa kredytów dotyczy w dużo mniejszym stopniu niż np. Getin Noble Bank, Bank Millennium, mBank czy PKO BP.
Cały czas frankowicze mogą też walczyć w sądach. Co więcej, mija (lub już minęło) 10 lat, od kiedy większość z nich zaciągnęła kredyty. W grę zaczyna wchodzić kwestia przedawnienia roszczeń.
Czytaj więcej: Ważne terminy dla frankowiczów. Czy ich roszczenia mogą się przedawnić?