Po dwóch katastrofach maszyn należących do linii Lion Air i Ethiopian Airlines w 2018 i 2019 roku, wszystkie Boeingi 737 MAX zostały uziemione. LOT musiał wypożyczyć zastępcze samoloty. Polskie linie lotnicze nie są zresztą jedynymi, które poniosły spore straty finansowe z powodu uziemienia awaryjnych maszyn. Dla przykładu, linie TUIFly szacują swoje straty na 200 mln dol. Sam Boeing stracił na skandalu wokół uziemionych maszyn już 3 mld dolarów.
Prezes Rafał Milczarski podkreślił, że prace nad udoskonaleniem tych samolotów jeszcze trwają. Zaznaczył jednocześnie, że nie jest wtajemniczany w działania kilku najważniejszych instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo lotów, które zajmują się tą sprawą. Prezes LOT-u nie chciał się wypowiadać na temat ewentualnego odszkodowania od Boeinga za konieczność uziemienia maszyn.
Milczarski zapowiedział, że w przyszłych latach, przy planowaniu rozbudowy floty, będą brane pod uwagę samoloty, które produkują zarówno Boeing, jak i Airbus. Francusko-brytyjskie konsorcjum jest największym konkurentem amerykańskiego producenta.
Amerykańska Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) poinformowała kilka dni temu, że znalazła kolejne usterki w maszynach 737 MAX. Oprócz problemów z MCAS, systemem mającym zapobiegać przeciągnięciom, piloci testujący uziemione maszyny zgłosili kolejne usterki. Nieoficjalnie mówi się o usterce skrzydła na ogonie maszyny, które pełni rolę statecznika poziomego. Podobnie jak MCAS, i ten element przekazywał do komputera pokładowego nieprawidłowe informacje dotyczące lotu, czego skutkiem było zbytnie obniżanie nosa samolotu.
W związku z kolejnymi usterkami FAA nie podaje już nowych terminów możliwego zniesienia zakazu lotów z użyciem Boeingów 737 MAX. Koncern lotniczy zapewnia, że to wina oprogramowania, a nie sprzętu. FAA zapowiedziała weryfikację usterki i utrzymała w mocy decyzję o dalszym uziemieniu maszyn.