U Finów jest przetarg i testy, a koncerny stoją w kolejce. W Polsce MON wybrał F-35 z USA. Bo tak

Polska nowoczesne i bardzo drogie myśliwce kupuje bez przetargu, nieustannie podkreślając, że muszą to być te konkretne, amerykańskie. Robi się to znienacka, w tajemnicy i "na wczoraj". Dla porównania zobaczmy, jak do zakupu takich maszyn zabrali się Finowie. Robią to z odpowiednim wyprzedzeniem, przejrzyście, konkurencyjnie, a największe koncerny muszą przysłać swoje maszyny na testy.

Testy niedawno się rozpoczęły i potrwają niemal do końca lutego. W niecałe dwa miesiące w jednej z baz fińskiego lotnictwa ma zagościć po kolei sześć par myśliwców produkowanych przez zachodnie koncerny.

Próby zaczęto od europejskich maszyn Eurofighter Typhoon. Obecnie w Finlandii są francuskie Dassault Rafale. Kolejne mają przylecieć szwedzkie Saab Gripen, amerykańskie Lockheed Martin F-35 oraz Boeing F/A-18 Super Hornet.

Testy, sprawdziany i symulacje

Finowie zmusili oferentów do przysłania samolotów, aby móc poddać je testom w fińskich warunkach i w sposób niezależny zweryfikować ich możliwości. W ten sposób nie trzeba będzie opierać się na informacjach podawanych przez koncerny czy armię państwa, w którym dana maszyna jest produkowana. Jak można się domyślić, te mogą być trochę podkolorowane. Finowie twierdzą, że zapewnia to uczciwość procedury wyboru, ponieważ wszystkie myśliwce będą sprawdzane w identyczny sposób.

Dodatkowo zgromadzone podczas testów informacje zostaną później wykorzystane do przeprowadzenia symulacji szeregu misji bojowych. W ten sposób ma zostać stwierdzone, jak cztery maszyny każdego typu sprawdziłyby się w sytuacji, która może się przytrafić fińskim pilotom podczas prawdziwej wojny.

Na koniec symulowane maszyny mają zostać użyte podczas zakrojonych na szeroką skalę ćwiczeń sztabowych, co pozwoli ustalić ich przydatność w ogólnym systemie obronnym kraju.

Efekty wszystkich etapów mają zostać porównane i być jednym z kluczowych kryteriów przy ostatecznym wyborze docelowych nowych fińskich myśliwców.

Żeby obywatel wiedział

Obecne testy porównawcze to zaledwie jeden z wielu etapów fińskiego programu. Pierwsze zapytania do producentów wspomnianych samolotów wysłano już w 2016 roku. Finalny wybór ma zostać dokonany przez rząd dopiero w przyszłym roku. Nie jest to tempo błyskawiczne, ale Finowie mają czas, bo zabrali się za zakup z odpowiednim wyprzedzeniem. Pierwsze dostawy planowane są na 2025 rok. Natomiast samoloty F-18 Hornet, które mają zostać zastąpione przez nowe myśliwce, będą służyć jeszcze do około 2030 roku.

Dodatkowo Finowie robią wszystko z godną pozazdroszczenia przejrzystością. Powołano specjalne biuro ds. zakupu nowych myśliwców, które stworzyło swoją stronę informacyjną, która ma wyraźnie wytłumaczyć obywatelom, po co i w jaki sposób rząd chce wydać tak znaczną sumę z ich podatków - maksymalna cena za 64 maszyny została ustalona na 10 miliardów dolarów. Jest to o tyle istotne, że temat zakupu jest kontrowersyjny. Szereg fińskich partii (lewica i skrajna prawica) ma wątpliwości, czy potrzeba aż 64 maszyn i krytykuje spodziewane wysokie koszty programu.

Uboższa wersja strony jest również dostępna w języku angielskim, włącznie z liczącym kilkadziesiąt stron raportem analizującym uwarunkowania zakupu i opisującym potrzeby fińskiego wojska.

W Polsce też nie wszyscy są przekonani do celowości zakupu drogich nowoczesnych myśliwców.

Zobacz wideo

 

Nie tylko Finowie uznają koncept konkurencji

Podobnie do sprawy podchodzą Szwajcarzy, co już opisywałem w przeszłości. Tam również poszukiwane są nowe maszyny wielozadaniowe. Tam również są prowadzone testy weryfikujące, na które koncerny przysłały swoje produkty. Tam również cała procedura jest wyjątkowo przejrzysta, co ma na celu przekonanie społeczeństwa do celowości zakupu. W Szwajcarii jest to o tyle istotne, że to obywatele mają w referendum podjąć decyzję, czy kupować maszyny, czy też nie. Sam typ samolotu wybierze rząd i wynegocjuje warunki kontraktu. Decyzja ma jednak ostatecznie należeć do podatników.

Warto też przyjrzeć się, jak podobnego zakupu dokonali Duńczycy. Wiedząc o konieczności zastąpienia swoich starzejących się F-16 najpóźniej w obecnej dekadzie, Dania w 2002 roku przystąpiła do programu budowy maszyn F-35 jako partner najniższego, trzeciego poziomu. W zamian za kilkadziesiąt milionów dolarów wpłaty, Duńczycy zyskali dostęp do tajnych informacji na temat możliwości maszyny, a ich firmy produkują obecnie niektóre części do F-35.

Duński rząd nie ograniczył się jednak tylko do tego konkretnego typu. Przeprowadzono szeroko zakrojone analizy, porównując F-35 z F/A-18 Super Hornet i Eurofighter Typhoon. Ostatecznie specjalny rządowy komitet ogłosił, że najlepszym wyborem będzie F-35, co umotywowano publikując obszerny raport z zaskakująco szczegółowymi danymi. Co dodatkowo istotne, decyzja o zakupie nowych myśliwców miała ponadpartyjne poparcie i została ostatecznie zaakceptowana przez parlament. Za 27 maszyn F-35 Dania zapłaci około trzech miliardów dolarów. Cały koszt zakupu i utrzymania samolotów przez co najmniej 30 lat ma wynieść około ośmiu miliardów dolarów (dane z 2016 roku, obecnie pojawiają się informacje, że różne dodatkowe koszty już okazują się znacznie większe, na przykład budowa infrastruktury).

Konkurencję przy zakupie swoich F-35 mieli również Belgowie. Przynajmniej pozornie. Belgia tak samo jak Dania od dawna wiedziała, że trzeba będzie w tej dekadzie zastąpić stare F-16. Oficjalnie w 2017 roku rozpoczęto przetarg, do którego zaproszono pięciu producentów. Faktycznie jednak belgijskie wojsko miało już od lat być przekonane, iż trzeba kupić konkretnie F-35 od koncernu Lockheed Martin i w tajemnicy przed politykami ku temu dążyło. Informacje o tym wyciekły podczas postępowania i wybuchła afera.

Ostatecznie w 2018 roku, w atmosferze skandalu i braku prawdziwej konkurencji, Belgowie wybrali F-35. Boeing z F/A-18 wycofał się na wstępie, argumentując to niesprawiedliwymi warunkami postępowania, Szwedzi z Gripen podobnie, choć motywowali to kwestiami politycznymi. Francuzi z Rafale mieli się spóźnić ze złożeniem poprawnej oferty, choć też narzekali na preferowanie samolotu Lockheed Martina. Eurofighter Typhoon, który jako ostatni został na placu boju, miał okazać się droższy od F-35. Kontrakt na 34 samoloty z pakietem szkoleń i wsparcia został wyceniony na 4,2 miliarda dolarów.

W Polsce musi być inaczej

Jak w porównaniu z tymi państwami robi to Polska? Zupełnie inaczej. Tutaj nawet się nie udaje, że jest konkurencja. W lutym 2019 roku minister Mariusz Błaszczak niespodziewanie po prostu ogłosił, że Polska kupuje amerykańskie F-35. Choć teoretycznie od 2017 roku trwał program Harpia, w ramach którego tradycyjnie zbierano informacje od producentów samolotów, miano je analizować a potem ewentualnie prowadzić przetarg. Niezależnie od tego minister na konferencji zadeklarował, że będą to F-35. I tyle. Później przystąpiono do negocjowania kontraktu i ceny, a do Polski trafiła makieta F-35, na tle której fotografował się minister.

Makieta F-35 wśród różnych typów sprzętu, jaki chce kupić MON do 2035 rokuMakieta F-35 wśród różnych typów sprzętu, jaki chce kupić MON do 2035 roku Fot. st. szer. Wojciech Król/CO MON

Nadzwyczajny pośpiech Błaszczak argumentował koniecznością szybkiego zastąpienia sypiących się radzieckich MiG-29, które w latach 2017-2019 rozbiły się trzy razy, zabijając jednego pilota. O tym, że te maszyny są stare i trzeba je szybko zastąpić wiadomo już od ponad dekady, jednak kolejne rządy wolały chować głowę w piasek, "pudrować" starzejące się maszyny i wydłużać im resursy (wojskowa przydatność do użycia) gdzieś w późne lata 20. stosując prowizoryczne "gospodarskie" metody. Wiedziano, że na następców trzeba będzie wydać wiele miliardów złotych, a nie było takich pieniędzy w planach.

Po serii katastrof MiG-29 pieniądze się znalazły. Kosztem jakich innych programów zbrojeniowych nie wiadomo. Cały zakup F-35 jest prowadzony w trybie nadzwyczajnym i niejawnym. Od niejasnego sposobu wyboru amerykańskiej konstrukcji, po błyskawiczne negocjacje. Błaszczak obecnie deklaruje, że umowa zostanie podpisana jeszcze w tym miesiącu. Znając obecne zwyczaje MON, czyli organizowanie dużych wydarzeń w piątkowe południe, jest bardzo możliwe, iż stanie się to 24 lub 31 stycznia. Tym samym od momentu ogłoszenia wyboru F-35 po podpisanie umowy upłynie mniej niż rok. Kontrakt prawdopodobnie będzie warty około 15 miliardów złotych (niecałe cztery miliardy dolarów).

Tak jest w Polsce. We wspomnianej Finlandii program zakupu nowych myśliwców został rozpoczęty z wieloletnim wyprzedzeniem, tak aby można było spokojnie wycofać stare maszyny, zanim te zaczną się rozsypywać. W jego ramach jest prowadzone wiele analiz, których wyniki są przynajmniej częściowo udostępniane publicznie. Każdy kolejny krok w procedurze jest otwarcie relacjonowany i dyskutowany. Jednocześnie przestrzegane są określone ramy czasowe. Ustalono górną cenę, jaką Finlandia ma zapłacić za nowe maszyny. Postępowanie jest konkurencyjne, co oznacza szansę na dobrą cenę i warunki kontraktu (fakt, że konkurencja jest dobra dla kupującego można chyba uznać za truizm).

Co ważne, finalnie nie oznacza to istotnie wolniejszej procedury niż polskie "na wczoraj". Finowie wysłali pierwsze zapytania do producentów samolotów w 2016 roku a pierwsze dostawy nowych maszyn mają mieć miejsce w 2025 roku. Polska pierwsze zapytania rozsyłała w 2017 roku a pierwsze dostawy może będą w 2024 roku, ale najpewniej do bazy w USA celem szkolenia. Różnica czasowa może dwóch lat a jakościowo drastyczna. Można Finom tylko pozazdrościć tego, jak fińscy politycy i wojskowi podchodzą do wydawania pieniędzy z ich podatków.

Za zabawne w tym kontekście można uznać, że fińscy użytkownicy Twittera zajmujący się obronnością, podśmiewają się z polskiego sposobu nabycia nowych myśliwców. Jeden z nich określił to jako "metodę na Folkego Westa" (znany fiński dziennikarz telewizyjny zajmujący się podróżami): West wchodzi do sklepu ze złotem na bliskowschodnim targowisku i mówi: "Kupię to. Teraz mój przyjacielu daj mi dobrą cenę".

Więcej o: