Na początek należy się Państwu wyjaśnienie. Tydzień temu napisałem raczej jednoznacznie, że sklepy czy punkty usługowe mają prawo nie przyjmować od swoich klientów płatności gotówką. Jeśli tylko informacja, że "tutaj można zapłacić tylko bezgotówkowo", jest umieszczona w widocznym miejscu (a najlepiej wielu miejscach, m.in. zarówno przy wejściu do sklepu, jak i przy kasach), to nie ma w tym nic nielegalnego.
Nie było to moje widzimisię - artykuł opierał się na stanowisku Ministerstwa Finansów. Ale została mi zwrócona uwaga na nową, świeżą interpretację przepisów opublikowaną przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Okazało się, że sytuacja nie jest tak jednoznaczna, jak się mogło wydawać.
W swoim poradniku "koronawirusowym" UOKiK napisał bowiem, że nieprzyjmowanie gotówki jest niezgodne z prawem. Podał przy tym argumenty, które należy uznać za przekonujące.
Zatem w sprawie "czy sklep musi przyjmować gotówkę czy nie" mamy dwie różne interpretacje przepisów z dwóch bardzo ważnych instytucji w Polsce: Ministerstwa Finansów i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Nie ma w polskim prawie żadnego przepisu, który tę sprawę jednoznacznie wyjaśnia. Z tego też powodu byłoby niesprawiedliwe pisanie, że ktoś ma na pewno rację, a ktoś inny jej nie ma. Zarówno UOKiK, jak i Ministerstwo Finansów (czy Narodowy Bank Polski albo prawnicy) mają swoje argumenty. Na rynku wręcz słychać głosy, że przepisy powinny być już dawno skonkretyzowane, i choćby tarcza antykryzysowa była dobrym miejscem, żeby wszystko wyjaśnić.
Niestety, nie zrobiono tego, i nadal każdy w tej dobrej wierze powołuje się na inne paragrafy (albo inaczej je rozumie). Powstaje prawniczy mętlik. Tym bardziej, że z mojej wiedzy wynika, że żadnego rozstrzygnięcia sądowego, które mogłoby dać jasną wskazówkę interpretacyjną, na razie nie było.
Punktem wyjścia są art. 31 i art. 32 ustawy o Narodowym Banku Polskim. Mówią one, że banknoty i monety są w Polsce prawnymi środkami płatniczymi.
Co ciekawe, już tutaj pojawia się rozbieżność między interpretacją Ministerstwa Finansów a UOKiK. Resort przekonuje, że te przepisy "jednoznacznie nie przesądzają o zobligowaniu przedsiębiorców do przyjmowania płatności w gotówce", natomiast według UOKiK wskazują one na to, że sprzedawca nie ma prawa odmówić przyjęcia gotówki.
Mec. Wioletta Gwizdała z kancelarii Siwek Gaczyński & Partners zwraca natomiast uwagę na uchwałę Sądu Najwyższego sprzed 18 lat. W 2002 r. Sąd Najwyższy jednoznacznie stwierdził, że z ustawy o NBP wynika, iż "istnieje obowiązek przyjmowania znaków pieniężnych [tj. banknotów i monet - red.] jako prawnego środka płatniczego".
Swoboda umów czy niedozwolona odmowa sprzedaży?
Czy to rozwikłuje całą sprawę? Okazuje się, że nie do końca. Powstaje bowiem fundamentalne pytanie - co z tego, że sprzedawca musi przyjmować gotówkę? Czy jest w ogóle zmuszony obsłużyć klienta, który nie ma karty płatniczej?
UOKiK wskazuje, że w takiej sytuacji popełniane jest wykroczenie wskazane w art. 135 Kodeksu wykroczeń. Mówi ono o tym, że za odmowę sprzedaży towaru bez uzasadnionej przyczyny sprzedawcy grozi grzywna (od 20 zł do 5 tys. zł).
Z drugiej strony, Ministerstwo Finansów zwraca uwagę, że mamy jeszcze Kodeks Cywilny, a konkretnie art. 353 indeks 1, który musi o swobodzie zawierania umów.
Mec. Gwizdała w kontekście tego przepisu wskazuje, że sposób płatności to jedna z części składowych umowy sprzedaży, którą strony mogą kształtować zgodnie z własnym uznaniem.
Jeśli strony umówiły się na płatność za pomocą karty płatniczej, to zapłata powinna zostać dokonana w takiej - umówionej - formie
- komentuje prawniczka.
Jak wobec tego pogodzić swobodę zawierania umów z nieuzasadnioną odmową sprzedaży towaru? Wniosek, który płynie zarówno ze stanowiska Ministerstwa Finansów, jak i Narodowego Banku Polskiego, a także mec. Wioletty Gwizdały, jest następujący - jeśli sprzedawca umieści widoczną informację w sklepie, że nie przyjmuje płatności gotówką, to nie powinno to zostać uznane za wykroczenie. Kluczem jest to, żeby klient miał świadomość dopuszczalnych form płatności w danym lokalu.
W stanowisku NBP zostało wskazane, iż oferta sprzedawcy nie będzie w takiej sytuacji skierowana do ogółu, a zamieszczenie wskazanej wyżej informacji, nie narazi placówki handlowej na zarzut nieuzasadnionej odmowy sprzedaży towaru
- komentuje mec. Gwizdała.
Sprawa jest więc mocno pokręcona. Wygląda na to, że z jednej strony, sprzedawca ma obowiązek przyjęcia gotówki jako zapłaty za towar czy usługę. Z drugiej jednak strony, za nieobsługiwanie klientów, którzy mają tylko gotówkę, nie powinien grozić zarzut nieuzasadnionej odmowy sprzedaży towaru.
Jeśli zastanawiacie się nad wyłączeniem możliwości płatności gotówką w waszych placówkach handlowych, to możecie to zrobić zgodnie z najnowszym stanowiskiem NBP przy zachowaniu omówionych warunków
- reasumuje mec. Gwizdała. Tymi warunkami jest oczywiście informacja o możliwości płatności tylko kartą m.in. przy wejściu do sklepu, a prawniczka rekomenduje m.in. umieszczenie podobnego ogłoszenia także przy kasie.
Maksymalnie precyzyjnie rzecz ujmując - nie jest powiedziane, że sprzedawca MA PRAWO odmówić przyjęcia gotówki (użyłem takiego sformułowania w tekście tydzień temu, ale nie jest ono najtrafniejsze pod kątem ściśle prawniczym). Natomiast jeśli sprzedawca zdecyduje się odmówić przyjmowania gotówki i oczywiście w jasny, widoczny sposób poinformuje o tym klienta, to (według stanowiska NBP, Ministerstwa Finansów oraz mec. Gwizdały) nie powinno to zostać uznane za wykroczenie.
A teraz jeszcze zagmatwajmy sytuację. Nawet, jeśli przyjmiemy, że przepisy należy interpretować tak jak powyżej - czyli, że właściwie sprzedawcy nic nie grozi, jeśli nie będzie przyjmował gotówki - pozostaje pytanie o wykluczenie finansowe części społeczeństwa.
Co w sytuacji, gdyby np. w mniejszej miejscowości czy na wsi w jedynym sklepie w okolicy nie można było zapłacić gotówką? Co zrobi staruszek bez karty płatniczej? Musi liczyć na pomoc rodziny czy sąsiadów w zakupach? A co, jeśli i oni nie mają karty? Można sobie wyobrazić różne przypadki, gdy ograniczenie możliwości płatności gotówką wywoła poważne problemy dla ludzi - słyszymy w UOKiK.
Stąd też po części taka, a nie inna interpretacja przepisów przez urząd - krytyczna wobec nieprzyjmowania gotówki. Z drugiej strony, w gruncie rzeczy trudno dziwić się też stanowisku Ministerstwa Finansów - z jego punktu widzenia gotówka to w dużej mierze sam kłopot m.in. w śledzeniu przepływów finansowych u przedsiębiorców.
Problem tego, czy sklep może odmówić przyjęcia gotówki czy nie, nie jest nowy. Natomiast podczas epidemii koronawirusa nabrał szczególnego znaczenia. Sporo sklepów czy punktów gastronomicznych, szczególnie w większych miastach, zdecydowało, że nie będą przyjmować gotówki. Przyczyną są oczywiście obawy, że na banknotach czy monetach przenoszony jest wirus.
Czy to uzasadniony strach? Kilka tygodni temu świat obiegła informacja, że Światowa Organizacja Zdrowia nie rekomenduje używania gotówki. Później WHO prostowała te plotki donosząc, że nie wydała żadnego ostrzeżenia, a mycie rąk po kontakcie z pieniędzmi jest dobrą praktyką higieniczną nie tylko w okresie epidemii.
Oczywiście, koronawirus może utrzymywać się na powierzchni banknotu czy monety nawet przez kilka czy kilkanaście godzin. Natomiast prawdopodobieństwo tego, że się tam znajdzie, a potem trafi do organizmu pracownika sklepu, jest znikome - szczególnie przy zastosowaniu środków ochrony osobistej, takich jak rękawiczki i maseczki. Potwierdzają to badania naukowe. Mówiąc wprost - sprzedawca musiałby mieć naprawdę sporego pecha, żeby zakazić się koronawirusem akurat z banknotu otrzymanego od klienta.
Z drugiej strony, sam UOKiK apeluje o - w miarę możliwości - korzystanie z płatności bezgotówkowych. Takie rekomendacje płyną też z rządu (minister rozwoju Jadwiga Emilewicz tłumaczy to wprost "względami higienicznymi"). A Narodowy Bank Polski odkaża banknoty.
Można się przerzucać argumentami naukowymi czy logicznymi dotyczącymi tego, czy i w jakich okolicznościach gotówka może być źródłem zakażenia i czy w związku z tym uprawnione jest nieprzyjmowanie płatności gotówkowych.
Zapewne w stanie epidemii trudniej jest podnieść zarzut "nieuzasadnionej odmowy sprzedaży towaru" za gotówkę niż gdy epidemii nie było. Tym bardziej, że w grę wchodzi także subiektywne poczucie pracownika - czy czuje się bezpiecznie w miejscu pracy przy obrocie gotówką. Szczególnie biorąc pod uwagę, że może mieć w pamięci choćby wspomniane już słowa minister Emilewicz. Rekomendacja płatności bezgotówkowych "ze względów higienicznych" z samego rządu może wszak sugerować (słusznie czy nie), że operacje gotówką są dziś mniej higieniczne.
Z drugiej strony - gotówka wciąż jest najpopularniejszą formą płatności, a w niektórych sytuacjach jej nieprzyjmowanie mogłoby być dla części klientów problematyczne. Wydaje się więc, że kompromisowo należałoby przede wszystkim - poza przerzucaniem się paragrafami - dbać o to, aby klienci i sprzedawcy mogli obecnie bezpiecznie posługiwać się wszystkimi formami płatności.