Według projektu ustawy, który wpłynął do Sejmu i już zyskał poparcie wszystkich klubów parlamentarnych, w górę miałyby pójść jeszcze w tym roku wynagrodzenia prezydenta, premiera, ministrów i wiceministrów, marszałków Sejmu i Senatu oraz posłów i senatorów. Jak wylicza dr Rafał Mundry, ekonomista z Uniwersytetu Wrocławskiego, podwyżki sięgnęłyby 50-100 proc. Projekt zakłada także wynagrodzenie dla pierwszej damy. W piątek po południu Sejm przytłaczającą większością zmiany w prawie przyjął, teraz zajmie się nimi Senat - być może w przyszłym tygodniu.
Oczywiście, temat podwyżek dla polityków od razu wzbudził kontrowersje. Chodzi nie tylko o samą ich skalę, ale także o moment ich anonsowania - miesiąc od wyborów prezydenckich (i zakończenia wielomiesięcznego cyklu wyborczego), w samym środku kryzysu.
Akurat w piątek Główny Urząd Statystyczny podał najgorsze dane, od kiedy bada stan polskiej gospodarki - PKB Polski w drugim kwartale br. spadło o 8,2 proc. rok do roku i o 8,9 proc. w porównaniu z pierwszym kwartałem br. rośnie i ma rosnąć dalej stopa bezrobocia. Spadają pensje Polaków - w drugim kwartale przeciętne wynagrodzenie w gospodarce spadło o 5,8 proc. w porównaniu do stanu w pierwszym kwartale (był to najwyższy kwartalny spadek przynajmniej od dwóch dekad).
Nawet gdyby przyjąć, że politycy zarabiają za mało - czy rzeczywiście mamy obecnie najlepszy czas, aby ogłaszać dla nich wysokie podwyżki?
Moment jest beznadziejny. Nikt o tym teraz nie powinien nawet pomyśleć
- nie owija w bawełnę w rozmowie z Gazeta.pl prof. Marian Noga, ekonomista oraz były senator (IV i V kadencji).
Prof. Noga przypomina, że pensje polityków zostały obniżone w 2018 r. o 20 proc., co było "próbą przykrycia ewidentnego błędu rządu Beaty Szydło i jej samej", czyli afery z wielotysięcznymi nagrodami dla ministrów. Proponuje wyłącznie powrót do ówczesnych stawek, ale dopiero za około dwa lata.
Posłowie i senatorowie powinni dać przykład, że chcą pomóc polskiej gospodarce i społeczeństwu i podwyżki powinni otrzymać nie wcześniej niż w lipcu 2022 r.
- mówi nasz rozmówca.
Skąd ta data? Chodzi o to, aby najpierw gospodarka najprawdopodobniej wróci na tory sprzed kryzysu. - Chodzi o powrót do tego, co było, o status quo ante - mówi prof. Noga.
Dla kolejnych podwyżek były senator proponuje zaprzęgnięcie mechanizmu podobnego jak np. w przypadku wysokości emerytur czy rent, tj. stopniowej "waloryzacji" pensji polityków. Wszystko po to, aby ich wynagrodzenia rosły, ale np. nie szybciej niż średnio w całej gospodarce albo w określonych jej sektorach. - Waloryzować, a nie podwyższać - konkluduje prof. Noga.