Kilka dni temu media obiegła wiadomość o nietypowym "odkryciu" na Mazurach. Aktywiści stowarzyszenia Miasto Jest Nasze dotarli do opuszczonego ośrodka turystycznego. Składa się z 33 drewnianych domków, mazurskiej chaty i małego hotelu ze stołówką. Obiekty znajduje się we wsi Kobyłocha (woj. warmińsko-mazurskie, powiat szczycieński, gmina Szczytno) nad jeziorem Sasek Wielki, pomiędzy Olsztynem a Mikołajkami.
Po krótkim czasie na jaw wyszło, że obiekt jest własnością miasta stołecznego Warszawa. Od kilkunastu lat nie gości on jednak turystów. Jak wyjaśnia ratusz, problemem są kwestie prawne - status nieruchomości nie jest bowiem w pełni uregulowany. Chodzi o przebiegającą tamtędy drogę będącą we władaniu gminy Szczytno.
Przedstawiciele stowarzyszenia przesłali do redakcji next.gazeta.pl film nagrany na terenie ośrodka, zdobyli też nowe informacje dotyczące obiektu. Miasto Jest Nasze twierdzi, że ochrona obiektu, który pozostaje wyłączony z użycia, to spory wydatek dla Warszawy. Kosztuje bowiem miasto 240 tysięcy złotych.
- O jej jakości możemy powiedzieć tyle, że przez ponad godzinę nieniepokojeni spacerowaliśmy po ośrodku. Na miejscu zastaliśmy też system "monitoringu" - obrośnięte mchem kamery - stwierdzają przedstawiciele ośrodka.
Czytaj też: Dodatkowe postojowe i zwolnienie ze składek ZUS przedłużone. Wiemy, które branże skorzystają
Proponują, by przystąpić do nowych rozmów z gminą Szczytno w sprawie wykupu drogi oraz znaleźć środki na remont obiektu, a następnie uruchomić w nim ośrodek wczasowy o charakterze integracyjnym z elementami edukacji ekologicznej i przyrodniczej. Korzystać z niego mogłyby dzieci z domów dziecka czy świetlic środowiskowych, a także warszawscy seniorzy.
Ratusz remontu ośrodka nie wyklucza. Zaznacza przy tym, że najpierw uregulować trzeba wszystkie kwestie prawne. Zdaniem przedstawicieli władz Warszawy wydatki na przywrócenie ośrodka do formy mogą być jednak spore i pochłonąć kilka milionów złotych.