Część lekarzy jest oddelegowana do walki z COVID-19 na podstawie ustawy o chorobach zakaźnych. Należy im się za to 100 proc. dodatek covidowy za walkę z epidemią. Ale przy pacjentach zakażonych koronawirusem pracują także medycy, którzy nie dostali takiego powołania, a ich oddział po prostu przekształcono na covidowy. Im także należy się dodatek, ale świadczenie to jest przyznawane na mocy polecenia ministra zdrowia dla prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia na podstawie listy pracowników przekazanych przez dyrektorów placówek - informuje "Rzeczpospolita".
Ministerstwo Zdrowia wskazuje, że otrzymało 12 tys. wniosków o stuprocentowy dodatek covidowy, ale i tak okazuje się, że część medyków nie otrzymała wynagrodzenia, które na kontach powinno znaleźć się 10 grudnia, wg zapowedzi ministra zdrowia Adama Niedzielskiego.
U nas nie będzie dodatków, bo oddziałem covidowym jesteśmy tylko na papierze. Choć dyrekcja zabrała nam 12 z 18 łóżek na covidowych, nie trafił do nas ani jeden zakażony pacjent. Szefostwo uważa, że w takim razie nie pracujemy z chorymi na covid, choć to nieprawda. Wczoraj osobiście potwierdziłem przypadek koronawirusa i odesłałem pacjenta na oddział zakaźny
- mówi „Rzeczpospolitej" chirurg ze szpitala wojewódzkiego we wschodniej Polsce. Takich historii jest więcej. Osoby, które dotknęł problem kierowane do Zespołu Kryzysowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (ZKOZZL)
Środowisko lekarskie spodziewało się takiego obrotu sprawy, gdyż nie wszystkie szpitale odpowiednio interpretują przepisy. Piotr Pisula Porozumienia Rezydentów twierdzi, że niektórzy dyrektorzy placówek nie podpisali wciąż aneksów z NFZ, a inni tworzą dodatkowe kryteria obniżające wysokość świadczenia, które miało być stałe.
Przepisy były na tyle niejasne, że trzeba było opublikować instrukcje o występowanie o dodatek, mówi dla "Rz" mec. Kajetan-Komarowski, radca prawny ZKOZZL. Ich zdaniem dodatek należy się każdemu, niezależnie od liczby godzin przepracowanych z chorymi na covid. Polecenie dot. dodatków jest jednak sformułowane w tak ogólny i niewyjaśniający wątpliwości sposób, ze część dyrektorów nie zgłasza wniosków w imieniu pracowników, ponieważ obawiają się kontroli.