Zawiązany pod koniec 2019 roku Parlamentarny Zespół ds. Legalizacji Marihuany opracował trzy ustawy, tzw. pakiet konopny. 20 kwietnia, w nieoficjalne święto marihuany, w Sejmie złożono projekty dot. medycznej i rekreacyjnej marihuany oraz konopi przemysłowych. Na temat proponowanych zmian rozmawiamy z posłanką Pauliną Matysiak, wiceprzewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Legalizacji Marihuany.
Posłanka Paulina Matysiak: Mogę tylko powiedzieć posłowi Szałabawce, że mocno się spóźnił, bo społeczeństwo, zwłaszcza młodsze pokolenia, jest z marihuaną bardzo oswojone i to nie z powodu rzeczonych automatów. Wierzę, że w końcu dotrze do rządzących, że jest XXI wiek i polskie społeczeństwo jest znacznie bardziej rozsądne w tej kwestii niż jego przedstawiciele w parlamencie.
Tak, refundacja medycznej marihuany jest niezwykle potrzebna. Stosuje się ją przy padaczce lekoopornej, ale też przy nowotworach w czasie chemioterapii, korzystają z niej pacjenci ze stwardnieniem rozsianym. To bardzo poważne choroby, których leczenie wiele kosztuje, a medyczna marihuana przynosi ulgę. Refundacja jest konieczna, bo przy tych kwotach wiele osób z niej nie skorzysta i będzie niepotrzebnie cierpieć. Mówimy oczywiście o bezpiecznych, skutecznych preparatach, których niska dostępność wynika dziś wyłącznie z uprzedzeń i niewiedzy. Najwyższy czas to zmienić.
Refundacja to jedno, potrzebujemy też produkcji preparatów w Polsce. Obecnie medyczna marihuana jest sprowadzana z zagranicy, co znacznie podnosi jej cenę. Pacjenci kupują ją za ok. 65 zł za gram, terapia - tak jak pan mówi - kosztuje w związku z tym ponad 1000 zł miesięcznie. Gdyby zacząć ją produkować w Polsce, te ceny bardzo by spadły. Inaczej refundacja obciąży budżet NFZ, a skorzystają zagraniczni producenci zamiast polskich.
Składana ustawa umożliwia uprawę konopi innych niż włókniste na potrzeby przemysłu farmaceutycznego i nasiennictwa oraz nadzoru nad tymi uprawami. Jest to zmiana niezwykle potrzebna - obecnie medyczną marihuanę dla polskich pacjentów sprowadzamy z zagranicy, z Kanady i z Izraela. Pacjenci korzystają z legalnej terapii medycznej, przyjmując preparat zapisywany im przez lekarza-specjalistę w ramach prawa. To absurdalna sytuacja - marihuanę wolno przechowywać, sprzedawać i posiadać, zakazana jest tylko produkcja. Tak jakby polski rząd celowo pominął polskich rolników i przedsiębiorców. Przyjęcie nowych przepisów będzie korzystne dla wszystkich - pacjenci dostaną tanie i skuteczne preparaty, rolnicy i przedsiębiorcy rozwiną produkcję, skorzysta także budżet państwa.
Nie wolno pominąć edukacji - niska dostępność bierze się też z braku wiedzy na ten temat wśród lekarzy. Dotychczas nie dokształcano specjalistów w kwestii zastosowania medycznej marihuany. To też trzeba pilnie poprawić.
W przygotowanym projekcie, pilotowanym przez posłankę Ulę Zielińską, chcemy podnieść dopuszczalny maksymalny poziom THC, który określony został na poziomie 0,2 proc., do poziomu 0,3 proc. Unia Europejska reguluje normy zawartości THC w konopiach w polityce rolnej (teraz to 0,2 proc. a PE w 2020 r podniósł tę wartość do 0,3 proc. - red.), a poszczególne kraje różnią się między sobą w regulacjach dotyczących tej kwestii, np. w Niemczech, Francji czy Belgii zawartość THC nie może przekraczać 0,2 proc., we Włoszech ten próg ustalono na 0,6 proc., a w Czechach i Austrii na 0,3 proc.
To bardzo ważna zmiana. Prawo wprowadzone 20 lat temu, zgodnie z którym posiadanie jakiejkolwiek ilości marihuany jest przestępstwem, w oczywisty sposób się nie sprawdziło i tak naprawdę przyniosło więcej szkody niż pożytku. Tysiące ludzi, szczególnie młodych, zostało zupełnie niepotrzebnie uwikłanych w problemy z prawem, państwo zrobiło z nich przestępców za drobne ilości marihuany, z pewnością nie groźniejsze niż butelka wódki. Polityka "zero tolerancji" nie prowadzi do tego, że ludzie przestają palić - to już wiemy zarówno z naszego doświadczenia, jak i wszystkich krajów, które przeszły przez etap "wojny z narkotykami". Jedyne, co można w ten sposób osiągnąć, to więcej ludzi w więzieniach, złamane życiorysy, miliony złotych wydawane na kompletnie niepotrzebną pracę policji i wymiaru sprawiedliwości. Czas skończyć ze ściganiem za jointa w kieszeni.
Dlatego uznaliśmy, że należy zdepenalizować posiadanie do 5 gramów suszu i własną hodowlę do czterech krzaczków. To ilości, przy których nie można mieć wątpliwości, że mówimy o osobie, która czasami po prostu pali marihuanę.
200 gramów marihuany to spora ilość, którą trudno nazwać posiadaniem na własny użytek. Ta propozycja oznacza praktycznie depenalizację nie tylko korzystania z tej używki, ale też drobnego handlu, jednak nie nazywa tego wprost. Na chwilę obecną walczymy o uporządkowanie najpilniejszych spraw. Niewykluczone, że w przyszłości zechcemy jako społeczeństwo w pełni zalegalizować marihuanę, a osoby, które nią handlują staną się przedsiębiorcami, którzy będą płacić podatki, zatrudniać pracowników na umowy o pracę, brać normalny udział w gospodarce, na równi z innymi podmiotami, jak np. z firmami produkującymi czy dystrybuującymi alkohol. Na ten moment nie mamy takiej propozycji jako Lewica, ale ten temat jest cały czas otwarty. W chwili obecnej chcemy realnej zmiany prawa w tych ważnych aspektach i musimy liczyć się z przeciwnikami tych przepisów, dlatego proponujemy rozsądny i kompromisowy projekt, mam nadzieję, że akceptowalny przez wszystkie siły polityczne.
Zgodnie z propozycją przedstawioną w projekcie, który prowadzi posłanka Beata Maciejewska, przewodnicząca Parlamentarnego Zespołu ds. Legalizacji Marihuany, posiadanie niewielkich ilości marihuany i haszyszu na własne potrzeby nie będzie karane (do 5 gramów) lub będzie karane grzywną (od 5 do 10 gramów). Wysokość tej grzywny to od 500 zł do 2000 zł. W przypadku posiadania marihuany czy haszyszu powyżej 10 gramów obowiązują dalej przepisy art. 62 ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii, czyli możliwa jest kara ograniczenia wolności czy pozbawienia wolności.
Ja oceniam pozytywnie. Gdyby było inaczej, nie angażowałabym się w prace Zespołu ds. Legalizacji Marihuany i w prace nad ustawą. Wiadomo, że trzeba pewne sprawy unormować, umożliwić polskim rolnikom uprawy marihuany na potrzeby przemysłu farmaceutycznego, przestać karać ludzi za posiadanie niewielkich ilości marihuany, ułatwić życie pacjentom i zrobić porządek z wystawianymi zaświadczeniami lekarskimi, w tym umożliwić wystawienie takiego zaświadczenia także w formie elektronicznej. Te problemy rozwiązują przygotowane projekty ustaw i jestem przekonana, że odbędzie się nad nimi rzetelna, pogłębiona debata w tej kadencji Sejmu.
Pamiętajmy, że w "Pakiecie Konopnym" złożyliśmy trzy ustawy, które skupiają się na różnych kwestiach, a mianowicie marihuany medycznej, rekreacyjnej oraz konopiach siewnych. Proces legislacyjny jest tak skonstruowany, że do poszczególnych zaproponowanych przez nas rozwiązań mogą pojawić się uwagi zgłoszone w poprawkach. Trudno teraz wyrokować, jaki będzie ostateczny kształt ustaw, bo tu wiele może się wydarzyć w toku prac parlamentarnych - na sejmowych komisjach i na samym posiedzeniu plenarnym. Będziemy walczyć o każdą z tych ustaw i przekonywać do nich parlament, ale koniec końców to głosowanie pokaże, które ustawy i poprawki zostaną uchwalone.
Debata dotycząca marihuany toczy się w naszym kraju od wielu lat, ona była po prostu przez lata ignorowana i ucinana snuciem wizji jak z seriali o kartelach narkotykowych. Z pewnością dużą zmianą było zalegalizowanie medycznej marihuany, która pomaga wielu polskich pacjentom i otwiera oczy ludziom, że jest to lek przynoszący realną ulgę w chorobie. Oczywiście debata publiczna jest potrzebna, konieczne są dyskusje i wymiany argumentów, ale także rozbijanie funkcjonujących wciąż stereotypów - mamy tego świadomość i jesteśmy w gotowości.