Bank Centralny Czech zdecydował o podwyżce stóp procentowych w kraju. Referencyjna stopa poszła w górę z 0,25 proc. do 0,50 proc., z 1 proc. do 1,25 proc. wzrosła też stawka lombardowa.
To kolejna podwyżka stóp w regionie. Raptem we wtorek stopy podniósł Narodowy Bank Węgier - tu referencyjna stawka wynosi już nie 0,6 proc., a 0,9 proc. Jako przyczynę podwyżki wymieniono wysoką inflację. Według Eurostatu, w maju wyniosła ona na Węgrzech 5,3 proc. i była najwyższa w UE. Drugi najwyższy odczyt - 4,6 proc. - miała Polska.
Jiri Rusnok, prezes czeskiego banku centralnego, także podwyżkę stóp tłumaczy obawami związanymi z tempem wzrostu cen. Inflacja CPI (podawana przez czeski urząd statystyczny) wyniosła w maju 2,9 proc., zaś HICP (podawana przez Eurostat) 2,7 proc. Celem inflacyjnym CNB (Bank Centralny Czech) jest poziom od 2 proc. z dopuszczalnymi wahaniami o 1 pp. w górę lub w dół.
Rusnok zapowiedział, że polityka pieniężna Czech wchodzi już w okres normalizacji i nie wykluczył, że w tym roku dojdzie do jeszcze trzech kolejnych podwyżek stóp.
Podczas konferencji Rusnoka padło przypuszczenie, że czynniki, które podnoszą inflację na świecie, w tym w Czechach - problemy z łańcuchami dostaw, wyższe koszty surowców - z czasem mogą zniknąć. Czeski bank centralny chce jednak uniknąć sytuacji, w której te czynniki globalne trwale podniosą oczekiwania inflacyjne. Tym bardziej że - jak tłumaczą ekonomiści PKO Banku Polskiego w swoim "Dzienniku Ekonomicznym", silniejsze od oczekiwanych podwyżki płac w Czechach oraz zapowiedziane na przyszły rok podwyżki cen administracyjnych wywierają większą, niż dotychczas oczekiwano presję inflacyjną.
Obawiamy się, że część tych efektów pozostanie w gospodarce na stałe. Nie możemy oczekiwać, że same znikną. Nie jesteśmy tak optymistyczni
- mówił Rusnok.
O podwyżce stóp na razie nie chce słyszeć prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński. - Żaden poważny bank centralny nie zacieśnia polityki pieniężnej - mówił podczas czerwcowej konferencji.
Glapiński przekonuje, że inflacja jest znacznie powyżej celu NBP z powodów całkiem niezależnych od prowadzonej polityki pieniężnej (a z powodu szoków podażowych czy wzrostu cen administrowanych - m.in. wzrostu cen ropy, wywozu śmieci czy energii). - Przynajmniej w części czynniki te wygasną w przyszłym roku. W kolejnych latach inflacja powinna się obniżać - zapowiadał podczas konferencji.
Celem NBP jest inflacja na poziomie 2,5 proc. z tolerancją 1 pp. w górę lub w dół. Glapiński przekonuje, że czynniki, na które NBP ma wpływ, nie powodują odchylenia inflacji od celu. Majowy odczyt inflacji CPI wskazał 4,7 proc., zaś HICP 4,6 proc.
Z wypowiedzi prezesa NBP wynika, że nie chciałby "wyrywać się" z podwyżką w sytuacji, gdy perspektywy dla gospodarki wynikające z rozwoju pandemią wciąż obarczone są dużą niepewnością.
Wydaje mi się, że Adam Glapiński chce mieć komfort podjęcia decyzji o podwyżce stóp i rozpoczęciu cyklu. To znaczy kiedy już nie będzie wątpliwości, że zagrożenie inflacyjne jest duże, a jednocześnie, że zagrożenia związane z pandemią już minęły
- mówił niedawno w rozmowie z Gazeta.pl dr Jakub Borowski, główny ekonomista banku Credit Agricole.
Prognozy ekonomistów w Polsce nie są zgodne. Część z nich oczekuje, że Rada Polityki Pieniężnej podniesie stopy jeszcze w 2021 r., ale raczej w okolicach listopada. Inni są jednak zdania, że RPP poczeka z podwyżkami do pierwszego lub drugiego kwartału 2022 r.