Prywatne adresy czołowych polskich polityków jeszcze do niedawna dostępne były w internecie. Sąd Okręgowy w Warszawie publikował je bowiem wraz z informacjami o wszystkich 90 ugrupowaniach politycznych, jakie oficjalnie działają w kraju.
Do szczególnego niezadowolenia z faktu ujawnienia domowych adresów prawo mieli głównie politycy PiS. Rejestr upubliczniał bowiem informacje o 36 politykach partii. Jeszcze kilka dni temu każdy mógł sprawdzić, gdzie mieszka Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki, czy Mariusz Kamiński (szef MSWiA), Mariusz Błaszczak (szef MON), Elżbieta Witek (marszałkini Sejmu). W przypadku przedstawicieli innych ugrupowań osób, których dane ujawniono, jest znacznie mniej, po kilka. Powód jest prosty - sąd opublikował dane osób, które są upoważnione do reprezentowania partii, a tych w przypadku PiS jest po prostu wyjątkowo dużo.
Wpis do ewidencji partii politycznych Sąd Okręgowy w Warszawie
Policy żądali, by prywatne dane usunąć ze strony Sądu, ten jednak twierdził, że publikacja informacji jest konieczna z uwagi na wymóg ustawowy. W Sejmie pojawia się nawet nowelizacja przepisów. Zanim jednak została uchwalona domowe adresy polityków, ostatecznie ze strony zniknęły.
Usunięcie informacji nakazał Urząd Ochrony Danych Osobowych, który udzielił sądowi upomnienia. "W decyzji prezes UODO nakazał prezesowi Sądu Okręgowego w Warszawie usunąć adres zamieszkania skarżącego oraz udzielił upomnienia. Z uwagi na powyższe prezes Sądu Okręgowego w Warszawie zarządzeniem z dnia 14 czerwca zlecił anonimizację rejestru" - czytamy w oświadczeniu cytowanym przez "Rzeczpospolitą".
Politycy nie ukrywali, że publikowanie domowych adresów budzi ich wątpliwości. - To zaproszenie w najlepszym przypadku do stalkingu, a w najgorszym do ataku. Posłowie podają swoje adresy w oświadczeniach majątkowych, ale te dane są potem zamazywane. Właśnie po to, by nie stwarzać zagrożeń - mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Ryszard Czarnecki, europoseł PiS, którego adres również jest jawny.