Inflacja w lipcu 2021 r. wyniosła 5 proc. rok do roku - wynika z tzw. szybkiego szacunku, opublikowanego w piątek przez Główny Urząd Statystyczny. Odczyt jest grubo ponad celem inflacyjnym polskiego banku centralnego. Ten wynosi 2,5 proc., choć z możliwością odchylenia o 1 punkt procentowy w górę lub w dół (a więc inflacja powinna być w przedziale 1,5-3,5 proc., ale jak najbliżej 2,5 proc.).
Ostatni raz inflację roczną na poziomie 5 proc. widzieliśmy w maju 2011 r. Szybciej niż w tempie 5 proc. rok do roku ceny w Polsce rosły ostatnio w sierpniu 2001 r. (o 5,1 proc.). Ale zgodnie z prognozami ekspertów (m.in. mBanku i banku Pekao) i ten rekord wkrótce zostanie pobity, bo bardzo możliwe, że w kolejnych miesiącach 2021 r. inflacja roczna będzie jeszcze wyższa niż owe 5 proc.
O najwyższy od wielu lat wskaźnik inflacji i o perspektywy tempa wzrostu cen pytany był podczas piątkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki.
Inflacją niepokoimy się my, inflacją niepokoi się Rada Polityki Pieniężnej. To prerogatywa NBP i RPP, aby podejmować odpowiednie kroki zapobiegawcze, prewencyjne. Niezależny bank centralny na pewno działa tak, jak działać powinien
- mówił premier. Wydaje się, że nieco minął się jednak z prawdą mówiąc, że Rada Polityki Pieniężnej niepokoi się inflacją.
Owszem, zdarzają się głosy niepokoju od niektórych członków RPP (niedawno np. ze strony Eugeniusza Gatnara). Większość członków RPP ma jednak opinie bliższe prezesowi NBP (i przewodniczącemu RPP) Adamowi Glapińskiemu, który na początku lipca w wywiadzie dla "Financial Times" mówił, że "nie ma powodów do niepokoju" w związku z inflacją. Od miesięcy podczas konferencji prasowych Glapiński podkreśla, że inflacja jest podwyższona wyłącznie z powodu negatywnych szoków podażowych oraz czynników zewnętrznych, na które RPP nie ma wpływu. Z kolei tydzień temu inny członek RPP Jerzy Żyżyński w tekście dla "Rzeczpospolitej" pisałi, że "straszenie inflacją jest wynikiem niezrozumienia zjawiska i wywołuje niepotrzebną dezorientację".
Słowem, ciężko znaleźć wiele argumentów dla twierdzenia Morawieckiego, że RPP "niepokoi się inflacją". Raczej widzi ją, ale nieszczególnie obgryza nerwowo z jej powodu paznokcie wskazując, że jest przejściowa, niezależna od NBP, a walka z nią poprzez zacieśnianie polityki pieniężnej mogłaby przynieść negatywne skutki dla wzrostu gospodarczego Polski.
Porównam dwa okresy. Rok 2021, gdy inflacja oscyluje powyżej 4 proc., jest niepokojąca, ale wynagrodzenia wzrosły w gospodarce narodowej o 9,8 proc. [to dane za czerwiec - red.]. I rok 2012 r., gdy inflacja wynosiła 2,8 proc., a w którymś z miesięcy wzrost wynagrodzeń wynosił 2,7 proc. Jakiej sytuacji oczekiwaliby nasi rodacy?
- pytał także podczas piątkowej konferencji prasowej premier Morawiecki. I wyjaśniał:
Inflacja jest kwestią, którą należy odnosić do wzrostu wynagrodzeń. Kiedy wynagrodzenia rosną dwa razy szybciej niż inflacja, to znaczy, że za podobną pulę zarabianych środków możemy kupić więcej kilogramów cukru, więcej litrów mleka, więcej litrów benzyny, więcej par obuwia itd.
W podobnym tonie 9 lipca podczas konferencji prasowej wyrażał się prezes Narodowego Banku Polskiego. Glapiński uspokajał osoby, które czują, że rosnące w stosunkowo szybkim tempie ceny drenują ich budżety domowe.
Inflacja nie ma negatywnego wpływu na zasobność portfeli Polaków. Wszystkie wynagrodzenia i świadczenia emerytalne rosną znacząco szybciej, więc zasobność portfeli Polaków też rośnie o wiele szybciej niż inflacja
- mówił prezes NBP. Dodawał, że płace będą rosły szybciej niż inflacja także w kolejnych latach. - Dochody realne Polaków będą cały czas rosły, Polacy będą się bogacić - zapowiadał Glapiński.