W gastronomii pracują po 18 godzin, bo brakuje rąk do pracy. "Pracodawcy wyciskają ich jak cytrynę"

Gastronomia od czasu lockdownów ma poważne problemy z zatrudnieniem. Nasilają się one w sezonie wakacyjnym. - Brakuje rąk do pracy, więc pracodawcy wyciskają jak cytrynę tych pracowników, którzy są na miejscu. Skarg jest sporo, bo niektórzy mówią wprost, że czują się wykorzystywani - mówi Małgorzata Marczulewska, prezeska stowarzyszenia STOP Nieuczciwym Pracodawcom.

Gastronomia to jedna z branż, która przez pandemię ucierpiała najbardziej. Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej szacuje, że do końca roku może upaść co trzeci lokal. Jednocześnie lockdowny sprawiły, że pracownicy odeszli do bardziej stabilnych branż. To dotkliwy problem zwłaszcza w sezonie wakacyjnym, gdy zapotrzebowanie na kelnerów i kucharzy wzrasta. Braki w personelu odbijają się niestety na pracownikach restauracji. 

W kurortach brakuje rąk do pracy. Szacunkowo gastronomia byłaby w stanie z miejsca zatrudnić kilkanaście tysięcy osób gotowych do podjęcia pracy. Niestety im mniej pracowników, tym więcej pracy dla tych, którzy są na miejscu. Otrzymujemy bardzo dużo sygnałów o przepracowanych kucharzach i kelnerkach. Pojawiają się skargi, że ilość nadgodzin jest tak wielka, że pracownicy rezygnują z zatrudnienia, bo nie są w stanie sprostać oczekiwaniom pracodawcy

- mówi prezeska STOP Nieuczciwym Pracodawcom Małgorzata Marczulewska, w oświadczeniu na stronie stowarzyszenia.

Zobacz wideo Pandemia uderzyła w młodych. „Ich wejście na rynek pracy jest fatalne"

Pracownicy restauracji są przemęczeni i czują się wykorzystani

Stowarzyszenie Stop Nieuczciwy Pracodawcom (SSNP) donosi, że bieżący sezon wakacyjny nie odznacza się dużą liczbą skarg na pracodawców, którzy nie płacą na czas lub zawierają nieuczciwe umowy. Pandemia sprawiła, że branża gastronomiczna stała się rynkiem pracownika. Wiele osób ze względu na niepewną sytuację decyduje się bowiem tylko na zatrudnienie na etat, co zmniejszyło problemy z umowami, niegdyś nieczęstymi w tej branży.

Dużym problemem jest obecnie przemęczenie spowodowane niedoborami kadrowymi, szczególnie w lokalach gastronomicznych, kawiarniach, pubach oraz obiektach handlowych ulokowanych w pasie nadmorskim i miejscowościach turystycznych - wylicza SSNP. 

Brakuje rąk do pracy, więc pracodawcy wyciskają jak cytrynę tych pracowników, którzy są na miejscu. Skarg jest sporo, bo niektórzy mówią wprost, że czują się wykorzystywani. Praca sezonowa nie powinna trwać 18 godzin na dobę, a takie historie są nam przytaczane

- mówi Marczulewska.

Takich skarg według relacji SSNP jest coraz więcej. Jedna z kelnerek zgłosiła, że jej umowa przewidywała pracę do północy, a cztery noce z rzędu musiała pracować do 3-4 nad ranem, by następnego dnia zaczynać o godzinie 11.00. Kucharze z kolei donoszą, że pracują nawet sześć dni z rzędu po kilkanaście godzin.

Sytuacja jest dramatyczna. Zgłoszenia do nas nie dotyczą zwykle pieniędzy, a ogólnego poczucia presji, że musisz pracować do oporu, bo nie ma rąk do pracy

- podsumowuje prezeska SSNP.

Rąk do pracy brakuje nie tylko w gastronomii

SSNP donosi, że równie trudna sytuacja jest w hotelarstwie i usługach. A praca w marketach i dyskontach w miejscowościach turystycznych jest prawdziwą męką. W jednej ze skarg sytuację w nich określono jako "prawdziwy armagedon". 

Nie jest to zależne od tego, czy sklepy handlują w niedzielę, czy nie. Turystów jest tak gigantyczna ilość, że w sklepach tworzą się gigantyczne kolejki. Co ciekawe, skarg mamy dużo zarówno znad morza jak i na przykład z miejscowości górskich

- mówi Marczulewska.

Pracownice skarżą się, że jest ich zbyt mało, by zapewnić płynną obsługę. W sklepach tworzą się ogromne kolejki, a w konsekwencji brakuje czasu na wyładunek towaru. Do tego dochodzą stłuczki na parkingu. 

Jedna z Pań napisała, że nie jest nadzorcą ruchu, a stłuczki czy blokady na parkingach zdarzają się kilka razy dziennie

- dodaje prezeska SSNP.

Więcej o: